PIŁKA NOŻNA. Pokazali niesamowity charakter

Paweł Wodniak  |   Piłka nożna  |   8 września 2011 17:39
Udostępnij

To był niesamowity mecz. Po pierwszej połowie to faworyzowana Kalwarianka prowadziła z Sołą 1:0 i do 82 minuty ten rezultat się utrzymywał. Solarze pokazali jednak prawdziwy hart ducha. Oświęcimianie w spartańskich warunkach spowodowanych niesamowitą ulewą, a co za tym idzie nasiąkniętą murawą, nie tylko doprowadzili do remisu, ale i wygrali to spotkanie 2:1.

Dziewięć bramek – taki dorobek w zaledwie czterech meczach miał duet zawodników Dariusz Hobrzyk – Łukasz Rupa. To właśnie na nich oświęcimscy defensorzy często musieli skupiać uwagę, bo obaj potwierdzili, że są bardzo groźni. Obaj jednak nie znaleźli recepty na Łukasza Nowaka. Oświęcimianie do Kalwarii Zebrzydowskiej przystąpili przede wszystkim bez Adama Janeczko, który musiał pauzować, za czwartą żółtą kartkę.

Trener Sebastian Stemplewski nieco poeksperymentował ze składem i zmienił pozycję kilku zawodnikom. Bartłomiej Sałapatek zagrał na środku defensywy, Marcin Nowak na lewej stronie pomocy, Tomasz Borowczyk na środku pomocy, a Bartłomiej Mika na desancie wraz z Bartłomiej Jasińskim. Początek nie wskazywał jednak na korzystny obrót sprawy dla gości. Kalwarianka od początku przejęła inicjatywę i spokojnie klepała piłkę. Na lewym skrzydle często szalał Łukasz Rupa, utrudniając życie Oskarowi Kyrczowi.

Meblarze pierwszą okazję stworzyli w 11. minucie. Błąd popełnił Łukasz Nowak, który wyszedł zza pole karne i minął się z piłką. Futbolówkę przejął Dariusz Hobrzyk i wydawało się, że strata bramki przez Sołę jest nieunikniona. W rolę bramkarza wcielił się jednak Sebastian Stemplewski i ciałem zablokował uderzenie snajpera Kalwarianki. W tej samej minucie dał o sobie znać Łukasz Rupa, kąśliwie mierząc tuż zza pola karnego. Łukasz Nowak z kłopotami złapał futbolówkę.

Oświęcimianie wydawali się za bardzo przyczajeni i pierwszy celny strzał oddali dopiero w 26. minucie za sprawą Bartłomieja Jasińskiego, ale było to uderzenie tylko w środek bramki. Po początkowym przejęciu inicjatywy przez dotychczasowego lidera V ligi, pojedynek zaczął się wyrównywać, ale to gospodarze trafili jako pierwsi. Piłka po wrzutce z rzutu wolnego, trafiła w rękę Oskara Kyrcza. Rzecz działa się w polu karnym, więc arbiter wskazał na wapno. Jedenastkę na bramkę nie bez problemu zamienił Tomasz Stelmach, uderzając w środek. Popularny Jano czuł piłkę na rękach, ale ostatecznie wpadła ona do siatki.

– Szkoda tego, że sędzia wcześniej nie widział faulu w polu karnym, ponieważ prawdopodobnie arbiter boczny wskazywał na to, że ten faul na naszą korzyść był, a jednak potem zmienił zdanie – mówi Sebastian Stemplewski.

Po przerwie trener Sebastian Stemplewski zdecydował się na małą korektę w ustawieniu. Za Bartłomieja Mikę, na plac gry wszedł Rafał Skrzypek, który do spółki z Bartłomiejem Sałapatkiem tworzył parę stoperów. Sebastian Stemplewski zluzował na środku pomocy Grzegorza Rajmana, a ten poszedł do ataku.

– Na pewno z boku łatwiej ocenić to, czy ta gra po tej zmianie lepiej wyglądała. Ciężko mi siebie ocenić. Było źle, dlatego chciałem zagrać troszeczkę bardziej ofensywnie, aby wspomóc przody i udało się – wyjaśnił szkoleniowiec gości.

Kalwarianka w drugiej odsłonie zdecydowanie nie była już tak aktywna i czekała na jakąś kontrę. W 62. minucie z rzutu wolnego zaskoczyć Dariusza Łuczaka próbował Bartłomiej Jasiński. Futbolówka minęła w niewielkiej odległości słupek bramki. Ekipa z Kalwarii Zebrzydowskiej miała swoją przysłowiową piłkę meczową w 73. minucie. Potężne uderzenie Łukasza Rupy, na poprzeczkę z najwyższym trudem sparował Łukasz Nowak. Futbolówka spadła jeszcze przed bramkę, gdzie dobiegł do niej Sebastian Mazuga i… fatalnie spudłował.

Ta sytuacja mogła się zemścić już chwilę później, ale Grzegorz Rajman nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Z biegiem czasu ulewa dawała się coraz bardziej we znaki, a na boisku zapadał niemal zmrok. W ostatnich minutach meczu zziębnięci kibice oczekiwali już raczej końcowego gwizdku, nie świadomi tego, co za chwilę się stanie. Solarze do końca walczyli o swoje, co im się z resztą opłaciło.

W 82. minucie grający dobre zawody Sebastian Stemplewski, wpadł w pole karne i zagrał wzdłuż bramki do Wojciecha Jamroza, a ten dołożył nogę, doprowadzając do remisu. Z resztą Wojciech Jamróz w tym pojedynku był jednym z jego głównych bohaterów. To właśnie on trzy minuty później świetnym podaniem obsłużył Bartłomieja Jasińskiego. Snajper Pasiaków wygrał indywidualny pojedynek z golkiperem i wspólnie z kolegami tarzając się na murawie cieszył się z tego bardzo ważnego trafienia.

–  Powiem szczerze, że dzisiejszy mecz mi wyszedł i zagrałem dobrze, jednak od pierwszego spotkania do dzisiaj, nie jestem do końca zadowolony ze swoich występów. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej i będziemy po prostu wygrywać – powiedział Wojciech Jamróz.

W końcowych fragmentach Soła mądrze się broniła i nie dała dojść do głosu Kalwariance, która przegrała już drugi mecz z rzędu.

– Takie zwycięstwo na pewno nas wzmocni, ale trzeba też uważać, aby sodówa nie uderzyła nam do głowy. Zimny prysznic mieliśmy w pierwszym meczu. Teraz było zwycięstwo i mam nadzieję, że tak jeszcze przez 23 kolejki i będziemy cieszyć się na samym końcu – mówił autor pierwszego trafienia dla Solarzy.

– Każde zwycięstwo wzmacnia nas psychicznie. Szkoda tylko, że nie potrafimy tak grać u siebie. W Kalwarii było jednak troszeczkę lepsze boisko, gdzie można było poklepać tą piłę. U nas natomiast za każdym razem jak zagramy, to ta piłka skacze. Nie wiem, może boimy się grać na swoim boisku? (śmiech) – zakończył trener Soły.

Komentarze pomeczowe:

Sebastian Stemplewski, trener Soły Oświęcim:
– Obojętnie gdzie jedziemy, to zawsze gramy o zwycięstwo. Początek rzeczywiście nie wskazywał na taki obrót sprawy, ponieważ Kalwarianka dobrze operowała piłką i dodatkowo miała karnego w ostatnich minutach pierwszej połowy. Szkoda straconej bramki w pierwszej odsłonie. Trzeba to było po prostu odrobić. W szatni powiedzieliśmy sobie kilka mocnych słów i na drugą część gry wyszliśmy zmotywowani. Pokazaliśmy nasz charakter, w który kibice wątpili i zarzucali nam, że nie walczymy. To wszystko spowodowało, że udało nam się zwyciężyć.

Wojciech Jamróz, obrońca Soły Oświęcim, autor jednej bramki:
– Do każdego meczu podchodzimy tak, aby zdobyć w nim tylko i wyłącznie 3 punkty. To jest dla nas najważniejsze. Nie liczy się dla nas remis, czy porażka. Chcemy po prostu wygrywać i awansować. Najważniejsze w każdym spotkaniu jest to, aby zdobywać 3 punkty. Nieistotne jest to, po jakiej grze je zdobywamy, choć gra zespołu też jest ważna. Za miesiąc jednak nikt nie będzie pamiętał czy wygraliśmy w pięknym stylu, czy też nie. W pierwszej połowie Kalwarianka trochę zepchnęła nas do obrony, w efekcie czego straciliśmy bramkę. Moim zdaniem rzutu karnego być nie powinno, bo wcześniej nasz obrońca był faulowany. Piłka przypadkowo trafiła Oskara w rękę no i cóż, stało się. Zeszliśmy do szatni z głowami do góry. Był okrzyk, po czym trener powiedział, że gramy dalej, walczymy do końca i ten mecz jest nasz oraz i go wygramy. Wyszliśmy na drugą połowę zmobilizowani i zaangażowani na boisku, na 120 procent. Widocznie pokazaliśmy, że jesteśmy dobrą drużyną.

Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska – Soła Oświęcim 1:2 (1:0)

Bramki:

1:0 – Stelmach (karny) 42 min.
1:1 – Jamróz 82 min.
1:2 – Jasiński 85 min.

Składy:

Kalwarianka: Łuczak – Studnicki, Krzystek, Stelmach, Łężniak, Basista, Gładysz, Marzec, Daniel (68 min. S. Mazuga), Hobrzyk, Rupa.

Soła: Ł. Nowak – Kyrcz, Sałapatek, Stemplewski, Jamróz – Płatek (80 min. Hałat), Rajman (90 min. Kowalski), Borowczyk, M. Nowak (76 min. Baluś) – Mika (46 min. Skrzypek), Jasiński.

Na zdjęciu: Wojciech Jamróz był głównym architektem sukcesu Soły w Kalwarii Zebrzydowskiej. Fot. Paweł Suski