Zbigniew Starzec: Poczułem się zdemolowany – ROZMOWA

Paweł Wodniak  |   Fakty  |   21 maja 2020 19:51
Udostępnij

Wczoraj premierę miała książka „Oświęcim. Czarna zima”. Jednym z jej bohaterów jest Zbigniew Starzec, wicewojewoda małopolski i były starosta oświęcimski.

Nowa publikacja Marcina Kąckiego, reportażysty „Gazety Wyborczej” jest zbiorem rozmów z mieszkańcami Oświęcimia. Znajduje się w niej kilka stron, które wstrząsnęły częścią społeczności lokalnej.

W sprawie tych kilku stron w redakcji Faktów Oświęcim odebraliśmy co najmniej kilkanaście telefonów, wiele e-maili i wiadomości na fanpage’u eFO na Facebooku. Książkę można było bowiem kupić on-line jeszcze przed premierą.

Poniżej, za zgodą wydawcy publikacji, zamieszczamy fragment, który zbulwersował część opinii publicznej, i rozmowę z bohaterem, a zdaniem niektórych – antybohaterem tych kilku stron, Zbigniewem Starcem, z którym Marcin Kącki w „GW” rozmawiał 11 maja 2018 roku, gdy ten był starostą oświęcimskim. Dodajmy, że Zbigniew Starzec jest szefem powiatowych struktur Prawa i Sprawiedliwości, której to partii „Gazeta Wyborcza” przychylna nie jest.

Faktową recenzję publikacji „Oświęcim. Czarna zima” zamieścimy na naszych łamach wkrótce.
 
 
Kącki - Z. Starzec-skonwertowany

 

Panie Zbigniewie, skomentuje pan fragment reportażu Marcina Kąckiego, który jest poświęcony właśnie panu?

„Co tu komentować? Kupiłem sobie tę książkę z postanowieniem przeczytania jej w całości. Zanim zabrałem się do studiowania, postanowiłem znaleźć strony poświęcone mojej osobie. Znalazłem je na samym końcu i czytając te ostatnie kilka kartek przeżyłem ciężki szok, nie wierzyłem własnym oczom. Kto mnie zna, mam taką nadzieję, to nie uwierzy w to co czyta. Chciałem, jak to mam w zwyczaju, zaprezentować panu redaktorowi Kąckiemu powiatową, a zarazem oświęcimską gościnność. Rozmawialiśmy kilka godzin, ugościłem go robiąc grilla, poczęstowałem go wyśmienitym bawarskim piwem, które sobie przywiozłem z jednego z ostatnich wyjazdów do partnerskiego Dachau. Oczywiście nie zwoziłem go skrzynkami, bo przeważnie jeździłem osobówką. Przywiozłem ich kilka rodzajów i częstowałem gościa. Rozmawialiśmy w kulturalny sposób i w miłej atmosferze na tematy miasta, powiatu, ludzi tu mieszkających, tych ważnych i nie tylko, problemów, atrakcji, współpracy samorządowej.

Spędziliśmy ze sobą około czterech godzin, wypiliśmy może po kilka piw (3-4), ich konsumpcja nie spowodowała w naszych organizmach żadnych zmian, a rozmowa cały czas prowadzona była w miłej atmosferze. A pan redaktor Kącki zrobił ze mnie alkoholika. O 90-95 procentach tez zawartych przez pana Kąckiego, nie rozmawialiśmy, nie rozmawialiśmy na temat mojego młodszego syna, jego zatrudnienia i pracy w Synthosie. Nie rozmawialiśmy na temat pani premier Beaty Szydło, rozmawialiśmy ogólnikowo, rzadko używając nazwisk, o sytuacji w mieście i w powiecie, o klimatach panujących, o stosunkach interpersonalnych, trochę nieszkodliwie poplotkowaliśmy. Poruszyliśmy również temat PMA-B (Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau – przyp.aut.), o ciężarze gatunkowym tego miejsca i jego wpływu na życie mieszkańców. Że ludzie starają się o tym nie myśleć i normalnie żyć, że jest Auschwitz i jest Oświęcim, że jest Birkenau i jest Brzezinka.

Tymczasem czytam i dalej oczom swoim nie wierzę. Nie wierzę! Bo to jest napisane takim rynsztokowym slangiem, bez szacunku do słowa pisanego, język skandaliczny i nie do przyjęcia, mnóstwo przekleństw, kłamstw i półprawd. Autora widziałem dwa razy na oczy, krótko w starostwie, po raz drugi kiedy zaprosiłem go do siebie. Czytając to uświadomiłem sobie po raz kolejny, że nie warto być otwartym, uczciwym, gościnnym i prawdomównym.

Nie będę się wypowiadał na ten temat w mediach społecznościowych, nie będę temu „coś” robił reklamy, nie zasługuje na to. Oświęcim i jego mieszkańcy nie zasłużyli na to, by przedstawiać ich jako homofobów, antysemitów, lumpów, patologii, pijaków, nierobów. Skandaliczny opis naszego miasta i ludzi tu mieszkających, skandaliczna pozycja, nie do przeczytania” Ale jeżeli będzie jakikolwiek pozew zbiorowy, to ja się z pewnością do niego przyłączę”.

A jak było z tą strażą pożarną?

„To było po dużej wichurze. Zwaliły mi się dwa drzewa i uszkodziły ogrodzenie. Jedno przechyliło się w kierunku zabudowań. Zadzwoniłem do PSP (Państwowej Straży Pożarnej w Oświęcimiu – przyp. aut.) jako mieszkaniec i zgłosiłem interwencję, oficjalnie z pytaniem, że jeżeli takie drzewo zagraża bezpieczeństwu, to co powinienem zrobić? Strażacy poinformowali mnie, że przyjadą i to drzewo zetną. To było w biały dzień, przed oknami sąsiadów. I to nie jest tak, że po kryjomu, z wykorzystaniem funkcji coś załatwiłem ze strażakami. To taka sama interwencja, jak przyjazd do gniazda szerszeni, do drzewa, które się przewróciło na drogę. To były zwykłe działania strażaków po wichurze. Jak o tym czytałem w książce, to mnie zmroziło. Poczułem się jak alkoholik i menel. Co drugie słowo kur… i pierd… To jest dla mnie bulwarówa, szambo i kloaka”

Nie żałuje pan, że nie spotkał się pan z dziennikarzem w starostwie, tylko zaprosił go do siebie do domu?

„On do mnie przyszedł na początku tygodnia i chciał się umówić na dłuższą rozmowę. Nie miałem czasu w tygodniu, szukałem w kalendarzu jakiegoś terminu. No i powiedziałem: „niech pan przyjdzie, panie redaktorze, do mnie, to pogadamy. Miejsce jest fajne, coś przygotuje do jedzenia i porozmawiamy na tematy Oświęcimia”. Jestem rodowitym oświęcimianinem, więc bardzo chętnie chciałem się podzielić swoimi spostrzeżeniami, uwagami. A w tym, co on napisał, nie było tego, o czym rozmawialiśmy.

„Popijawa z moją policją”, potem „zapraszam strażaków na libację alkoholową” – nigdy czegoś takiego nie powiedziałbym do osoby, którą znam, a co dopiero do kogoś kogo widziałem drugi raz w życiu”.

Czyli o nieprzyjęciu Beaty Szydło do Prawa i Sprawiedliwości też nie rozmawialiście?

„Ten temat dla mnie od dawna nie istnieje i o tym nie rozmawiam. To było jakieś 15-20 lat temu. Nawet nie wiem od kogo się dowiedział. Czy pan myśli, rozmawiałbym na temat mojego syna, który pracuje w Synthosie i czy gdyby coś się tam wydarzyło, to bym zataił jakieś informacje, bo takie pytanie padło? Poza tym nigdy nie rozmawiałem z żadnym prezesem Synthosu o przyjęciu mojego syna do pracy więc to kolejna nieprawda autora.

No właśnie, zastanawiał się pan, skąd Marcin Kącki miał taką dużą wiedzę o panu?

„Rozmawiałem z panem Kąckim na temat szeroko rozumianych klimatów oraz ludzi, mieszkających, żyjących w Oświęcimiu, bez nadużywania podawania nazwisk. Diagnozowaliśmy problemy, typu współpraca z samorządami, z Muzeum. Jak to wszystko przeczytałem, to mnie sparaliżowało. Autor musiał zasięgać jakichś informacji na mój temat, ubrać to w słowa. Kilkanaście lat w samorządzie nauczyło mnie, by o pewnych sprawach z nikim nie rozmawiać, zwłaszcza z dziennikarzem. Ten tekst się zupełnie nie broni. O kimkolwiek Marcin Kącki w swojej książce nie napisał, to z nielicznymi wyjątkami, wszystkich zmieszał z błotem, co potwierdzają wpisy na Facebooku”.

A rozważa pan indywidualny pozew?

„Nie. Myślę, że to jest napisane przede wszystkim po to, byśmy się wszyscy poczuli obrażeni i zaczęli atakować, oddawać sprawy do sądu. A wtedy książka nabierze takiego rozgłosu, że nawet w Stanach Zjednoczonych będą ją kupować. Radzę, by nie pisać o niej na Facebooku i nie robić jej zbędnej reklamy.

Te „bluzgi”, kompletnie nieprzystające do mojej osoby, tematy nieporuszane i zupełnie inne, w których nie zajmowałem stanowiska. Natomiast jeżeli będzie pozew zbiorowy, to wtedy się do niego dołączę. Na razie jest to dla mnie nauczka, by w przyszłości nie rozmawiać szczerze z obcymi ludźmi, a szczególnie z dziennikarzami „Gazety Wyborczej”. Trochę czytam media, czytam wasz portal i nie tylko, ale porównując teksty redaktora Kąckiego, to jesteście mistrzami słowa.

Żałuję, że wydałem pieniądze na tę książkę, kupiłem ją w dobrej wierze przeświadczony, że jest to pozycja, która pozytywnie zareklamuje nasze miasto. Jeżeli całość jest napisana w takim stylu, jak te fragmenty przytoczone z naszego spotkania,to szkoda mi czasu na przeczytanie jej w całości. Marcin Kącki wszystkich nas obraził, mieszkańców i większość instytucji w naszym mieście.

Przecież my się też czasami, panie Pawle sprzeczamy, mamy odmienne poglądy, dajemy jakiś przytyk na Facebooku, ale fajnie się różnimy. Jest pewna nieprzekraczalna granica i póki co, nikt z nas jej jeszcze nie przekroczył. Uważam, że mam dobre stosunki z prasą, chociaż nie zawsze dobrze o mnie piszą. Ale fragment z książki pana Kąckiego mnie po prostu obraził i to jest najłagodniejsze stwierdzenie, jakie przychodzi mi do głowy. Tym bardziej, że sam autor był podczas spotkania przemiły i zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie”.

 

Najnowsze realizacje wideo

Komentarze
  • 22 maja 2020 20:14

    hotin

    Panie Starosto. Ufać czerskim chamom,to tak samo jak apolityczności ex sędziów Gersdorf czy prof. Zolla albo Rzeplińskiego.

  • 23 maja 2020 08:29

    hotin

    Panie Wojewodo. Z czerskimi chamami po prostu się nie rozmawia,a Pan mu jeszcze bawarskie piwa stawiał.Nie tędy droga.


Redakcja portalu zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu artykułu, wpisu, obiektu. Informujemy, że oprogramowanie rejestruje dane osoby komentującej (IP, czas), które na wniosek prokuratury, sądu lub policji mogą zostać przekazane celem ścigania sprawców czynów sprzecznych z prawem.

Więcej informacji w regulaminie komentarzy.