polecamy
Oświęcimskie Wieści z ratusza – FILM
Fakty z powiatu: Przegląd najważniejszych wydarzeń – FILM
Radnym jest długie lata. W przewodniczeniu sesjom Rady Gminy w Oświęcimiu też ma niemałe doświadczenie. Co więc strzeliło do głowy Jerzemu Domżałowi, sternikowi tejże rady, by podczas obrad zapytać dziennikarza, czy ma zgodę na nagrywanie dyktafonem?
Ostatnia sesja rady gminy zaczęła się pyskówką. Owszem, sprawa, której towarzyszyła wysoka temperatura jest poważna, ale na obecnym etapie zainteresowani powinni z nią radnych zapoznać raczej na zebraniu wiejskim, niż w sali sesyjnej. Jednak nie w tym rzecz.
Na obrady wybrał się Leszek Pniak, dziennikarz „Gazety Krakowskiej”. Uzbrojony w dyktafon i aparat fotograficzny postanowił sprawdzić, za co tak naprawdę rajcy pobierają diety. A żeby z wypowiedzi nic mu nie umknęło, włączył dyktafon. Nie umknęło to uwadze przewodniczącego Domżała, który zapytał Pniaka, czy ma zgodę na nagrywanie.
Nie potrafił co prawda ani wtedy, ani nawet później, w rozmowie z dziennikarzami Faktów Oświęcim, sprecyzować, czyją to zgodę należy mieć, ale najwyraźniej miał satysfakcję, że pokazał wstrętnemu pismakowi, kto tu jest szefem. I to przy wszystkich innych radnych, wójcie, sołtysach, szefach gminnych i nie tylko gminnych instytucji. Co więcej, mówił do mikrofonu. I to nawet wyłączonego!
Kolega Leszek mało nie udławił się wdychanym właśnie powietrzem. Pewnie ze strachu przed przewodniczącym, bo przecież nie ze zdziwienia z bezsensownego pytania. Gdy spytał ironicznie: „To co, ja mam to notować?”, pierwszy rajca gminy Oświęcim musiał czuć się wyższy o jakieś 20 centymetrów. Rosnąc w swoich oczach potwierdził, że notatnik – tak, dyktafon – nie. Uf, co za ulgę musiał odczuć przedstawiciel mediów, że chociaż z notatnika i długopisu będzie mógł zrobić użytek. Pewnie nawet chłopisko ucieszyło się z takiego obrotu sprawy. Bo skoro Jerzy Domżał wcielił się w rolę szefów dziennikarza z „Gazety Krakowskiej”, mówiąc mu, jak ma zebrać materiał, to może i do wypłaty się dorzuci?
Kiedy już po incydencie pojawiłem się na wspomnianej sesji, przewodniczący przechodząc z jednego punktu obrad do drugiego, ni z gruszki ni z pietruszki poinformował mnie publicznie, mówiąc do wciąż wyłączonego mikrofonu, że on wie, co ja trzymam w ręce i, że mogę nagrywać. Drugą częścią swojej wypowiedzi Ameryki nie odkrył. Ale pierwsza wzbudziła mój prawdziwy podziw. Pomimo, że mój dyktafon różni się nieco od tego, którego używa Leszek Pniak, przewodniczący zorientował się, że to urządzenia służące do tego samego.
W rozmowie ze mną Domżał absolutnie nie przyznał się, że nie zna Konstytucji RP i Ustawy o samorządzie gminnym. Gdyby znał, nie wygłupiłby się publicznie, pytając o zgodę na nagrywanie. Argumentował natomiast, że Pniak się z nim nie przywitał i nie uprzedził, że jest dziennikarzem z opcją nagrywania.
Panie przewodniczący, żeby Pan nie musiał wertować kartek w Dziennikach Ustaw lub surfować po Internecie w poszukiwaniu aktów prawnych, cichutko, cichuteńko informuję Pana, że na sesje i posiedzenia komisji rad gminy może przyjść każdy. Może je też rejestrować, co potwierdzili prawnicy przygotowujący niegdyś opinię dla „Gazety Prawnej”. I nikt się nie musi nikomu tłumaczyć, jak się nazywa, po co przyszedł i które informacje najbardziej go interesują. To jedna ze zdobyczy demokracji. Definicję tego słowa, mam nadzieję, Pan zna.