polecamy
Oświęcimskie Wieści z ratusza – FILM
Obozowe zdjęcie Antoniego Kocjana. Fot. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau
Przed tygodniem grupa ponad 20 motocyklistów, głównie z Gentelmen’s Club Oświęcim wyjechała z Oświęcimia do Olkusza, by uczcić pamięć o Antonim Kocjanie. Kim był człowiek, którego losy związały się z obiema miejscowościami?
Zapowiedź historycznego rajdu motocyklowego zamieściliśmy TUTAJ. Uwieczniliśmy też wyjazd motocykli w trasę do Olkusza.
O tym, kim był Antoni Kocjan i jak układały się losy jego życia, pisał w portalu Historia. Focus.pl Adam Cyra, historyk mieszkający w Oświęcimiu, a emocjonalnie związany z ziemią olkuską, z której wywodzi się bohater tekstu.
Antoni Kocjan, człowiek, który zatrzymał rakiety
Antoni Kocjan urodził się 12 sierpnia 1902 r. we wsi Skalskie – dziś to dzielnica Olkusza. Jego rodzice, Michał i Franciszka, mieli jeszcze troje dzieci: Ludwika (wcześnie zmarłego), Annę oraz Bolesława. Ten ostatni w przyszłości został pilotem. Jak się okazało, Antka też ciągnęło ku przestworzom. Jako chłopiec trapił się jednak przede wszystkim tym, że jest niewysoki. Matka mówiła mu wtedy: „Nie martw się, żeś Łokietek, będziesz dzielnym królem”. Królem nie został, bohaterem – tak.
OBOWIĄZKI I MARZENIA
W czasie swojej nauki w Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu Antoni trafił do harcerstwa. Jeszcze zanim zdał maturę, upomniała się o niego ojczyzna. Wychowany w patriotycznym duchu, służył ochotniczo w 11. Pułku Piechoty podczas wojny polsko-bolszewickiej. Dopiero po niej, w 1923 roku, zdał egzaminy maturalne.
Jesienią 1923 roku rozpoczął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Aby się utrzymać, nocami pracował w jednym z urzędów pocztowych w Warszawie. To na poczcie poznał Elżbietę Zanussi – wówczas studentkę – z którą potem się ożenił (w 1929 r.). Nie zdołał jednak łączyć pracy z trudnymi studiami na Politechnice. Gdy nie zaliczył pierwszego roku, zrezygnował i wstąpił na Wydział Leśny Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, gdzie studiował do 1927 roku. Wciąż interesowała go jednak technika: w 1925 roku nawiązał kontakt ze studentami Sekcji Lotniczej Wydziału Mechanicznego Politechniki Warszawskiej. Zaczął z nimi współpracować. I już rok później pod kierunkiem Kocjana, który ciągle we własnym zakresie zdobywał i pogłębiał wiedzę lotniczą, w warsztatach tej Sekcji został zbudowany dwumiejscowy samolot, zaprojektowany przez Jerzego Drzewieckiego. W trakcie pierwszego lotu samolot zapalił się – pękł przewód paliwa, umiejscowiony zbyt blisko rury wydechowej. Usterka została usunięta i w 1927 roku kolejny egzemplarz maszyny pomyślnie zakończył lot.
W 1929 roku Antoni Kocjan został na stałe zatrudniony w warsztatach Sekcji Lotniczej. Niebawem zdobył także uprawnienia pilota samolotowego, a później również szybowcowego. Pobił kilka rekordów wysokości, w tym jeden ze słynnym kpt. Franciszkiem Żwirką (na RWD-2 16 października 1929 roku wznieśli się na ! wysokość 4004 m, bijąc międzynarodowy rekord wysokości w klasie samolotów o masie własnej do 280 kg).
W 1930 r. Kocjan zaprojektował pierwszy ze swych szybowców: Czajkę. Okazały się bardzo przydatne w szkoleniu pilotów. Kolejnym modelom też nadawał nazwy ptaków, ewentualnie owadów (Wrona, Sroka, Sokół, Orlik, Mewa, Komar). Od 1935 roku konstruował ponadto motoszybowce Bąk. Był tytanem pracy. W Polsce w latach 30. zbudowano w sumie 1400 szybowców: 700 – jak podaje biograf Kocjana dr Andrzej Glass – było jego konstrukcji.
Chociaż więc nie ukończył studiów technicznych, okazał się pod tym względem geniuszem. Na jego szybowcach ustanowiono czterdzieści krajowych rekordów i jeden międzynarodowy, a na motoszybowcu Bąk – dwa międzynarodowe. Nic dziwnego, że za swoją działalność konstruktorską Kocjan został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.
WOJNA, OBÓZ, KONSPIRACJA
Obiecującą karierę Kocjana przerwał wybuch wojny. Podczas kampanii wrześniowej 1939 roku warsztaty szybowcowe ewakuowano z warszawskiego lotniska na Mokotowie do Lublina. Tam Kocjan został ranny podczas nalotu niemieckich bombowców.
Kiedy na początku października wrócił z żoną do Warszawy, zastał swoje mieszkanie zniszczone, a warsztaty uszkodzone.
W pierwszych miesiącach 1940 roku rozpoczął działalność konspiracyjną w tajnej organizacji „Muszkieterowie”. Zajmował się w niej wywiadem lotniczym. Jednak jego działalność bardzo szybko przerwało niespodziewane aresztowanie. 19 września 1939 roku został zatrzymany podczas drugiej wielkiej łapanki ulicznej w Warszawie. Trafił na Pawiak, skąd w nocy z 21 na 22 września przewieziono go do KL Auschwitz. Transport liczył 1705 więźniów. Kocjan otrzymał numer obozowy 4267. Razem z nim do obozu przywieziono wówczas m.in. rtm. Witolda Pileckiego (nr 4859) i Władysława Bartoszewskiego (nr 4427).
Kocjan pracował w obozowej ślusarni. Po około 10 miesiącach wyszedł z Auschwitz z opuchlizną głodową – zwolniono go dzięki staraniom znajomych z Warszawy i firmy niemieckiej „Techno-Service”, w której pracował przed aresztowaniem. Tam też ponownie podjął pracę jako zaopatrzeniowiec.
Jesienią 1941 roku wrócił do działalności konspiracyjnej. W ZWZ/AK udzielał się przy produkcji ręcznych granatów zaczepnych (współpracował z nim kolega gimnazjalny z Olkusza Tadeusz Gurbiel), naprawiał pistolety i wytwarzał niektóre ich elementy. Z kolei w budynku warsztatów szybowcowych Kocjana powstała tajna drukarnia, największa taka konspiracyjna placówka w okupowanej Polsce.
POWRÓT DO LOTNICTWA
Ponieważ tylko nieliczni konstruktorzy lotniczy pozostali w Warszawie, umiejętności Kocjana były szczególnie cenne dla wywiadu przemysłowego AK. Został więc powołany na szefa Referatu Lotniczego, działającego w strukturach tzw. Biura Studiów Przemysłowo-Gospodarczych. Jego najbliższym współpracownikiem był inż. Stefan Waciórski (który później zginął podczas powstania warszawskiego).
Do zadań Kocjana należało ustalanie lokalizacji zakładów niemieckich, związanych z produkcją lotniczą, aby w przyszłości mogli je zbombardować alianci. Meldunki na temat niemieckiego lotnictwa zbierały lokalne komórki Armii Krajowej. Stamtąd docierały do II Oddziału KG AK, zajmującego się wywiadem. Potem trafiały do Biura Studiów Przemysłowo-Gospodarczych. Stamtąd te doniesienia, które dotyczyły produkcji i badań lotniczych, kierowano do Referatu Lotniczego.
Kiedy zaczęły napływać meldunki o niemieckich „torpedach powietrznych”, sekcji wywiadu zachodniego AK („Lombard”) polecono ustalić, gdzie znajdują się wytwórnie i poligony tej nowej broni. Kocjan pierwsze dane w tej sprawie przekazał do Londynu w meldunku miesięcznym z końcem lutego 1943 roku. Następne wysłał drogą radiową i poprzez kurierów do sztabu gen. Władysława Sikorskiego w marcu. Meldunki informowały, że w Peenemünde na wyspie Uznam koło Świnoujścia znajduje się rakietowy poligon doświadczalny oraz że hitlerowcy prowadzą próby z bezpilotowymi samolotami z ładunkami wybuchowymi.
Anglicy aż do wiosny 1943 r. o Peenemünde wiedzieli niewiele, zaś wszelkie informacje na ten temat traktowali jako przesadzone. Dopiero 20 kwietnia tegoż roku zmienili zdanie i ppłk Duncan Sandys (zięć brytyjskiego premiera Winstona Churchilla) został mianowany koordynatorem ds. niemieckich rakiet dalekiego zasięgu. Polecił wykonać zdjęcia lotnicze Peenemünde, a następnie w czerwcu opracował raport na ten temat i zreferował go Komitetowi Obrony, któremu przewodniczył Churchill. Zapadła wtedy decyzja o przeprowadzeniu zmasowanego nalotu na Peenemünde.
W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku akcję przeprowadziło 597 brytyjskich bombowców. Zginęło w tym nalocie 735 osób – w tym 178 Niemców należących do personelu badawczego oraz kierownictwa ośrodka. Niestety wśród ofiar było także 213 robotników przymusowych i więźniów (w tym 91 Polaków).
W rezultacie nalotu działalność ośrodka została poważnie ograniczona. Dlatego jeszcze w sierpniu 1943 r. hitlerowcy rozpoczęli budowę podziemnej wytwórni V-2. Wykorzystali istniejące sztolnie i korytarze w górach Harzu koło Nordhausen. Placówka otrzymała nazwę „Dora” i nadal posługiwała się niewolniczą siłą roboczą – najpierw jako filia obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, a potem jako samodzielny obóz koncentracyjny z filiami, z których część uczestniczyła w produkcji V-2, inne zaś wykonywały prace budowlane. Przeszło przez ten obóz 60 tysięcy więźniów, zginęło 25 tysięcy…
WAŻNE PÓŁ ROKU
Kocjan za wykrycie instalacji w Peenemünde został awansowany do stopnia podporucznika AK. Niektórzy historycy zaś – jak pisze w biogramie Kocjana Bogusław Szwedo – nazywali go „człowiekiem, który wygrał wojnę”. Poważne zniszczenia w Peenemünde opóźniły bowiem użycie broni odwetowych V o całe pół roku. Umożliwiło to aliantom przeprowadzenie desantu w Normandii w czerwcu 1944 r. Tak pisał o tym we wspomnieniach „Wyprawa krzyżowa w Europie” generał Dwight Eisenhower, późniejszy prezydent USA: „Gdyby Niemcom udało się udoskonalić nową broń V, V-2, sześć miesięcy wcześniej, nasza inwazja na Europę napotkałaby na ogromne trudności. Ba, nawet w pewnych okolicznościach stałaby się niemożliwa”.
W dniu alianckiej inwazji na wybrzeża Francji, 6 czerwca 1944 roku, Niemcy nie byli w stanie użyć w odwecie broni V. Dopiero 12 czerwca udało im się wystrzelić pierwsze dziesięć pocisków V-1, z których cztery dotarły do Londynu. Do jesieni hitlerowcy skierowali na Anglię ponad dwa tysiące V-1. Ostatni pocisk spadł na Londyn 29 marca 1945 roku. Straty spowodowane na Wyspach Brytyjskich tylko przez V-1 wyniosły około 6 tys. zabitych i 20 tys. rannych. Na inny istotny cel – belgijską Antwerpię, port ważny dla zaopatrzenia inwazyjnego – Niemcy wystrzelili (do 31 marca 1945 r.) 9 tys. V-1. Zabiły 7 tysięcy ludzi.
ODKRYCIE I WPADKA
W meldunkach z lutego i marca 1944 r. Kocjan przekazał pierwsze wiadomości o produkcji rakiet w podziemnych zakładach w górach Harzu koło Nordhausen. Pozostawała kwestia poligonu, na którym hitlerowcy przeprowadzali testy swojej Wunderwaffe. Po zbombardowaniu Peenemünde próby z V-2 przeniesiono w okolice wysiedlonej i spalonej wsi Pustków, na terenie poligonu Blizna koło Dębicy. Nad ten cel – ze względu na odległość – alianckie samoloty nie były w stanie dotrzeć.
Pierwsza rakieta V-2 z Pustkowa-Bli- zny wystartowała 5 listopada 1943 roku. Od tego czasu zaczął też na tamtym terenie pracować wywiad AK. Kiedy 20 maja 1944 roku nad brzegiem Bugu koło wsi Klimczyce w rejonie Sarnak spadła rakieta V-2, akowcom udało się przejąć jej części. Kwestią niecierpiącą zwłoki stało się przetransportowanie fragmentów oraz meldunku do Anglii. Oczywistym kandydatem na kuriera był Antoni Kocjan.
Niestety 1 czerwca 1944 roku został aresztowany. Do wpadki doszło z powodu wykrycia drukarni tajnych wydawnictw wojskowych AK, mieszczących się w spalonych przedwojennych warsztatach szybowcowych Kocjana na skraju Pola Mokotowskiego. W zaistniałej sytuacji kurierem został Jerzy Chmielewski, zwolniony z KL Auschwitz, były szef Biura Studiów Przemysłowo-Gospodarczych. Części V-2 załadowano do dwóch stalowych butli tlenowych. Następnie raport na temat broni oraz butle przetransportowano pod Tarnów, gdzie znajdowało się lądowisko. W nocy z 25 na 26 lipca po cenny ładunek przyleciał samolot z Brindisi. Przez Włochy Chmielewski trafił do Londynu. Tam przekazał raport i części rakiety Oddziałowi VI Sztabu Wodza Naczelnego. Brytyjczycy wprawdzie nie mieli szans przeciwstawić się naddźwiękowej prędkości V-2, ale poznali przynajmniej, co im zagraża. Zrozumieli, że muszą niemieckie wyrzutnie rakietowe zwalczać na wszelkie możliwe sposoby. A pierwsze pociski V-2 spadły na Londyn już 9 września 1944 roku.
ZDRADA ŁĄCZNICZKI
Ponieważ aresztowanie Kocjana nie mało nic wspólnego z jego działalnością wywiadowczą, lecz „jedynie” z wykryciem tajnej drukarni wojskowej, próbował się bronić. Argumentował, że nie miał z tą sprawą nic wspólnego. 12 lipca 1944 roku z Pawiaka została wypuszczona Elżbieta Kocjanowa. Antoni również miał być zwolniony. Niestety, w ostatniej chwili zdradziła go łączniczka AK. Poinformowała gestapowców o jego udziale w konspiracyjnej produkcji granatów. To przesądziło o jego losie.
Skatowanego Kocjana, niesionego na egzekucję na noszach, rozstrzelano w grupie ostatnich więźniów Pawiaka 13 sierpnia 1944 roku. Miejsce, w którym został pochowany, pozostaje niewiadomą. Rozkazem gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, wydanym pod koniec powstania warszawskiego, za swoje niezwykłe zasługi Kocjan został odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy.