Człowiek, który zatrzymał rakiety – FILMY i FOTO

Paweł Wodniak  |   Fakty  |   5 września 2015 12:56
Udostępnij

Przed tygodniem grupa ponad 20 motocyklistów, głównie z Gentelmen’s Club Oświęcim wyjechała z Oświęcimia do Olkusza, by uczcić pamięć o Antonim Kocjanie. Kim był człowiek, którego losy związały się z obiema miejscowościami?

Zapowiedź historycznego rajdu motocyklowego zamieściliśmy TUTAJ. Uwieczniliśmy też wyjazd motocykli w trasę do Olkusza.


O tym, kim był Antoni Kocjan i jak układały się losy jego życia, pisał w portalu Historia. Focus.pl Adam Cyra, historyk mieszkający w Oświęcimiu, a emocjonalnie związany z ziemią olkuską, z której wywodzi się bohater tekstu.

Antoni Kocjan, człowiek, który zatrzymał rakiety

Antoni Kocjan urodził się 12 sierpnia 1902 r. we wsi Skalskie – dziś to dzielnica Olkusza. Jego rodzice, Michał i Franciszka, mieli jeszcze troje dzieci: Ludwika (wcześnie zmarłego), Annę oraz Bolesława. Ten ostatni w przyszłości został pilotem. Jak się okazało, Antka też ciągnęło ku przestworzom. Jako chłopiec trapił się jednak przede wszystkim tym, że jest niewysoki. Matka mówiła mu wtedy: „Nie martw się, żeś Łokietek, będziesz dzielnym królem”. Królem nie został, bohaterem – tak.

OBOWIĄZKI I MARZENIA

W czasie swojej nauki w Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu Antoni
trafił do harcerstwa. Jeszcze zanim zdał maturę, upomniała się o niego ojczyzna.
Wychowany w patriotycznym duchu, służył ochotniczo w 11. Pułku Piechoty podczas wojny
polsko-bolszewickiej. Dopiero po niej, w 1923 roku, zdał egzaminy maturalne.

Jesienią 1923 roku rozpoczął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki
Warszawskiej. Aby się utrzymać, nocami pracował w jednym z urzędów pocztowych w
Warszawie. To na poczcie poznał Elżbietę Zanussi – wówczas studentkę – z którą potem
się ożenił (w 1929 r.). Nie zdołał jednak łączyć pracy z trudnymi studiami na
Politechnice. Gdy nie zaliczył pierwszego roku, zrezygnował i wstąpił na Wydział
Leśny Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, gdzie studiował do 1927 roku. Wciąż
interesowała go jednak technika: w 1925 roku nawiązał kontakt ze studentami Sekcji
Lotniczej Wydziału Mechanicznego Politechniki Warszawskiej. Zaczął z nimi
współpracować. I już rok później pod kierunkiem Kocjana, który ciągle we własnym
zakresie zdobywał i pogłębiał wiedzę lotniczą, w warsztatach tej Sekcji został
zbudowany dwumiejscowy samolot, zaprojektowany przez Jerzego Drzewieckiego. W trakcie
pierwszego lotu samolot zapalił się – pękł przewód paliwa, umiejscowiony zbyt blisko
rury wydechowej. Usterka została usunięta i w 1927 roku kolejny egzemplarz maszyny
pomyślnie zakończył lot.

W 1929 roku Antoni Kocjan został na stałe zatrudniony w warsztatach Sekcji Lotniczej.
Niebawem zdobył także uprawnienia pilota samolotowego, a później również
szybowcowego. Pobił kilka rekordów wysokości, w tym jeden ze słynnym kpt.
Franciszkiem Żwirką (na RWD-2 16 października 1929 roku wznieśli się na ! wysokość
4004 m, bijąc międzynarodowy rekord wysokości w klasie samolotów o masie własnej do
280 kg).

W 1930 r. Kocjan zaprojektował pierwszy ze swych szybowców: Czajkę. Okazały się
bardzo przydatne w szkoleniu pilotów. Kolejnym modelom też nadawał nazwy ptaków,
ewentualnie owadów (Wrona, Sroka, Sokół, Orlik, Mewa, Komar). Od 1935 roku
konstruował ponadto motoszybowce Bąk. Był tytanem pracy. W Polsce w latach 30.
zbudowano w sumie 1400 szybowców: 700 – jak podaje biograf Kocjana dr Andrzej Glass –
było jego konstrukcji.

Chociaż więc nie ukończył studiów technicznych, okazał się pod tym względem
geniuszem. Na jego szybowcach ustanowiono czterdzieści krajowych rekordów i jeden
międzynarodowy, a na motoszybowcu Bąk – dwa międzynarodowe. Nic dziwnego, że za swoją
działalność konstruktorską Kocjan został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.

WOJNA, OBÓZ, KONSPIRACJA

Obiecującą karierę Kocjana przerwał wybuch wojny. Podczas kampanii wrześniowej 1939
roku warsztaty szybowcowe ewakuowano z warszawskiego lotniska na Mokotowie do
Lublina. Tam Kocjan został ranny podczas nalotu niemieckich bombowców.

Kiedy na początku października wrócił z żoną do Warszawy, zastał swoje mieszkanie
zniszczone, a warsztaty uszkodzone.

W pierwszych miesiącach 1940 roku rozpoczął działalność konspiracyjną w tajnej
organizacji „Muszkieterowie”. Zajmował się w niej wywiadem lotniczym. Jednak jego
działalność bardzo szybko przerwało niespodziewane aresztowanie. 19 września 1939
roku został zatrzymany podczas drugiej wielkiej łapanki ulicznej w Warszawie. Trafił
na Pawiak, skąd w nocy z 21 na 22 września przewieziono go do KL Auschwitz. Transport
liczył 1705 więźniów. Kocjan otrzymał numer obozowy 4267. Razem z nim do obozu
przywieziono wówczas m.in. rtm. Witolda Pileckiego (nr 4859) i Władysława
Bartoszewskiego (nr 4427).

Kocjan pracował w obozowej ślusarni. Po około 10 miesiącach wyszedł z Auschwitz z
opuchlizną głodową – zwolniono go dzięki staraniom znajomych z Warszawy i firmy
niemieckiej „Techno-Service”, w której pracował przed aresztowaniem. Tam też ponownie
podjął pracę jako zaopatrzeniowiec.

Jesienią 1941 roku wrócił do działalności konspiracyjnej. W ZWZ/AK udzielał się przy
produkcji ręcznych granatów zaczepnych (współpracował z nim kolega gimnazjalny z
Olkusza Tadeusz Gurbiel), naprawiał pistolety i wytwarzał niektóre ich elementy. Z
kolei w budynku warsztatów szybowcowych Kocjana powstała tajna drukarnia, największa
taka konspiracyjna placówka w okupowanej Polsce.

POWRÓT DO LOTNICTWA

Ponieważ tylko nieliczni konstruktorzy lotniczy pozostali w Warszawie, umiejętności
Kocjana były szczególnie cenne dla wywiadu przemysłowego AK. Został więc powołany na
szefa Referatu Lotniczego, działającego w strukturach tzw. Biura Studiów
Przemysłowo-Gospodarczych. Jego najbliższym współpracownikiem był inż. Stefan
Waciórski (który później zginął podczas powstania warszawskiego).

Do zadań Kocjana należało ustalanie lokalizacji zakładów niemieckich, związanych z
produkcją lotniczą, aby w przyszłości mogli je zbombardować alianci. Meldunki na
temat niemieckiego lotnictwa zbierały lokalne komórki Armii Krajowej. Stamtąd
docierały do II Oddziału KG AK, zajmującego się wywiadem. Potem trafiały do Biura
Studiów Przemysłowo-Gospodarczych. Stamtąd te doniesienia, które dotyczyły produkcji
i badań lotniczych, kierowano do Referatu Lotniczego.

Kiedy zaczęły napływać meldunki o niemieckich „torpedach powietrznych”, sekcji
wywiadu zachodniego AK („Lombard”) polecono ustalić, gdzie znajdują się wytwórnie i
poligony tej nowej broni. Kocjan pierwsze dane w tej sprawie przekazał do Londynu w
meldunku miesięcznym z końcem lutego 1943 roku. Następne wysłał drogą radiową i
poprzez kurierów do sztabu gen. Władysława Sikorskiego w marcu. Meldunki informowały,
że w Peenemünde na wyspie Uznam koło Świnoujścia znajduje się rakietowy poligon
doświadczalny oraz że hitlerowcy prowadzą próby z bezpilotowymi samolotami z
ładunkami wybuchowymi.

Anglicy aż do wiosny 1943 r. o Peenemünde wiedzieli niewiele, zaś wszelkie informacje
na ten temat traktowali jako przesadzone. Dopiero 20 kwietnia tegoż roku zmienili
zdanie i ppłk Duncan Sandys (zięć brytyjskiego premiera Winstona Churchilla) został
mianowany koordynatorem ds. niemieckich rakiet dalekiego zasięgu. Polecił wykonać
zdjęcia lotnicze Peenemünde, a następnie w czerwcu opracował raport na ten temat i
zreferował go Komitetowi Obrony, któremu przewodniczył Churchill. Zapadła wtedy
decyzja o przeprowadzeniu zmasowanego nalotu na Peenemünde.

W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku akcję przeprowadziło 597 brytyjskich bombowców.
Zginęło w tym nalocie 735 osób – w tym 178 Niemców należących do personelu badawczego
oraz kierownictwa ośrodka. Niestety wśród ofiar było także 213 robotników
przymusowych i więźniów (w tym 91 Polaków).

W rezultacie nalotu działalność ośrodka została poważnie ograniczona. Dlatego jeszcze
w sierpniu 1943 r. hitlerowcy rozpoczęli budowę podziemnej wytwórni V-2. Wykorzystali
istniejące sztolnie i korytarze w górach Harzu koło Nordhausen. Placówka otrzymała
nazwę „Dora” i nadal posługiwała się niewolniczą siłą roboczą – najpierw jako filia
obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, a potem jako samodzielny obóz koncentracyjny
z filiami, z których część uczestniczyła w produkcji V-2, inne zaś wykonywały prace
budowlane. Przeszło przez ten obóz 60 tysięcy więźniów, zginęło 25 tysięcy…

WAŻNE PÓŁ ROKU

Kocjan za wykrycie instalacji w Peenemünde został awansowany do stopnia podporucznika
AK. Niektórzy historycy zaś – jak pisze w biogramie Kocjana Bogusław Szwedo –
nazywali go „człowiekiem, który wygrał wojnę”. Poważne zniszczenia w Peenemünde
opóźniły bowiem użycie broni odwetowych V o całe pół roku. Umożliwiło to aliantom
przeprowadzenie desantu w Normandii w czerwcu 1944 r. Tak pisał o tym we
wspomnieniach „Wyprawa krzyżowa w Europie” generał Dwight Eisenhower, późniejszy
prezydent USA: „Gdyby Niemcom udało się udoskonalić nową broń V, V-2, sześć miesięcy
wcześniej, nasza inwazja na Europę napotkałaby na ogromne trudności. Ba, nawet w
pewnych okolicznościach stałaby się niemożliwa”.

W dniu alianckiej inwazji na wybrzeża Francji, 6 czerwca 1944 roku, Niemcy nie byli w
stanie użyć w odwecie broni V. Dopiero 12 czerwca udało im się wystrzelić pierwsze
dziesięć pocisków V-1, z których cztery dotarły do Londynu. Do jesieni hitlerowcy
skierowali na Anglię ponad dwa tysiące V-1. Ostatni pocisk spadł na Londyn 29 marca
1945 roku. Straty spowodowane na Wyspach Brytyjskich tylko przez V-1 wyniosły około 6
tys. zabitych i 20 tys. rannych. Na inny istotny cel – belgijską Antwerpię, port
ważny dla zaopatrzenia inwazyjnego – Niemcy wystrzelili (do 31 marca 1945 r.) 9 tys.
V-1. Zabiły 7 tysięcy ludzi.

ODKRYCIE I WPADKA

W meldunkach z lutego i marca 1944 r. Kocjan przekazał pierwsze wiadomości o
produkcji rakiet w podziemnych zakładach w górach Harzu koło Nordhausen. Pozostawała
kwestia poligonu, na którym hitlerowcy przeprowadzali testy swojej Wunderwaffe. Po
zbombardowaniu Peenemünde próby z V-2 przeniesiono w okolice wysiedlonej i spalonej
wsi Pustków, na terenie poligonu Blizna koło Dębicy. Nad ten cel – ze względu na
odległość – alianckie samoloty nie były w stanie dotrzeć.

Pierwsza rakieta V-2 z Pustkowa-Bli- zny wystartowała 5 listopada 1943 roku. Od tego
czasu zaczął też na tamtym terenie pracować wywiad AK. Kiedy 20 maja 1944 roku nad
brzegiem Bugu koło wsi Klimczyce w rejonie Sarnak spadła rakieta V-2, akowcom udało
się przejąć jej części. Kwestią niecierpiącą zwłoki stało się przetransportowanie
fragmentów oraz meldunku do Anglii. Oczywistym kandydatem na kuriera był Antoni
Kocjan.

Niestety 1 czerwca 1944 roku został aresztowany. Do wpadki doszło z powodu wykrycia
drukarni tajnych wydawnictw wojskowych AK, mieszczących się w spalonych
przedwojennych warsztatach szybowcowych Kocjana na skraju Pola Mokotowskiego. W
zaistniałej sytuacji kurierem został Jerzy Chmielewski, zwolniony z KL Auschwitz,
były szef Biura Studiów Przemysłowo-Gospodarczych. Części V-2 załadowano do dwóch
stalowych butli tlenowych. Następnie raport na temat broni oraz butle
przetransportowano pod Tarnów, gdzie znajdowało się lądowisko. W nocy z 25 na 26
lipca po cenny ładunek przyleciał samolot z Brindisi. Przez Włochy Chmielewski trafił
do Londynu. Tam przekazał raport i części rakiety Oddziałowi VI Sztabu Wodza
Naczelnego. Brytyjczycy wprawdzie nie mieli szans przeciwstawić się naddźwiękowej
prędkości V-2, ale poznali przynajmniej, co im zagraża. Zrozumieli, że muszą
niemieckie wyrzutnie rakietowe zwalczać na wszelkie możliwe sposoby. A pierwsze
pociski V-2 spadły na Londyn już 9 września 1944 roku.

ZDRADA ŁĄCZNICZKI

Ponieważ aresztowanie Kocjana nie mało nic wspólnego z jego działalnością
wywiadowczą, lecz „jedynie” z wykryciem tajnej drukarni wojskowej, próbował się
bronić. Argumentował, że nie miał z tą sprawą nic wspólnego. 12 lipca 1944 roku z
Pawiaka została wypuszczona Elżbieta Kocjanowa. Antoni również miał być zwolniony.
Niestety, w ostatniej chwili zdradziła go łączniczka AK. Poinformowała gestapowców o
jego udziale w konspiracyjnej produkcji granatów. To przesądziło o jego losie.

Skatowanego Kocjana, niesionego na egzekucję na noszach, rozstrzelano w grupie
ostatnich więźniów Pawiaka 13 sierpnia 1944 roku. Miejsce, w którym został pochowany,
pozostaje niewiadomą. Rozkazem gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, wydanym pod koniec
powstania warszawskiego, za swoje niezwykłe zasługi Kocjan został odznaczony Krzyżem
Orderu Virtuti Militari V klasy.

Postać Antoniego Kocjana została uwieczniona w amerykańsko-brytyjskim filmie
fabularnym „Oni ocalili Londyn”, który powstał w 1958 roku. Na początku lat 90. przed
budynkiem Wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej odsłonięto pomnik,
upamiętniający Akcje V-1 i V-2. Na jednej z tablic tego pomnika widnieje napis:
„Kierownicy Akcji V-1 i V-2 Antoni Kocjan, Stefan Waciórski, grupa Wywiadowcza
Lombard”.

Najnowsze realizacje wideo