Mieć czy być? Artur Rojek na hokejowej tafli

Andrzej Rzycki  |   Fakty,Hokej  |   31 grudnia 2024 12:48
Udostępnij

Jutro mamy imieniny Mieczysława. Mieć czy być? Taka refleksja nasuwa się w ostatnim dniu 2024 roku. Po pucharowym blamażu, coraz chętniej wracam myślami do charakternej drużyny Unii, która swego czasu walczyła o utrzymanie w ekstraklasie z bytomską Polonią.

Wszystko musi mieć odpowiednie proporcje. Kiedy na przełomie lat 90-tych poprzedniego stulecia w polskiej lidze hokejowej oglądaliśmy na lodzie pierwszych obcokrajowców, mieliśmy do czynienia z prawdziwymi gladiatorami. To właśnie oni ściągali na trybuny tłumy. W Toruniu był Borys Barabanow i Walerij Usolcew, a w Unii Michaił Shostak i Siergiej Aleksjejew (wcześniej jeszcze Nikołaj Sirotkin). Podhale miało Andrieja Gusova i Andrieja Primę. Prawdziwi grajkowie, którzy odnawiali oblicze tafli. Tej tafli. Byli wisienką (czy jak kto woli truskawką) na polskim torcie. To wtedy miało sens.

W sezonie 2007/08 Unię dopadł najpoważniejszy w historii klubu kryzys. Drużynie bardzo poważnie groziło wycofanie z udziału w rozgrywkach. Zespół się jednak pozbierał i został oparty praktycznie na samych wychowankach. Wszystko dzięki szalonemu człowiekowi śp. Adamowi Urbańczykowi. Stanął na czele klubu w którym nie było nawet wody mineralnej. To właśnie on uratował hokej w Oświęcimiu. Za ostatni grosz ściągnął do Oświęcimia młodych, nikomu nieznanych wilczków z Czech (Martin Bucek, Petr Valusiak, Alexandr Hegegy) i Unia podjęła rękawicę.

Przegrywała praktycznie wszystkie mecze, ale charakteru tej ekipie można było pozazdrościć. W meczach barażowych o utrzymanie Unia skazywana była na pożarcie, a tymczasem do rozstrzygnięcia rywalizacji potrzebna była maksymalna ilość terminów. Właśnie ten biało-niebieski charakter sprawił, że trybuny w hali przy Chemików znowu pękały w szwach. W ostatnim meczu barażowym o utrzymanie w Bytomiu sektor kibiców Unii był przepełniony do granic (tak naprawdę ruch kibicowski po latach kryzysu za czasów Dworów powrócił wówczas na Chemików). Unia po dramatycznym meczu, celowym wyłączeniu świateł w newralgicznym momencie i niekończących się przepychankach na pisma ostatecznie spadła, ale finalnie wygrała. Odrodził się bowiem duch. Za rok wróciła do ekstraklasy po równie crazy-meczach z KTH Krynica.

Teraz polski hokej w pogoni za wygrywaniem ligi zapadł na ciężką chorobę sprowadzania najemników (gorszych i lepszych), którzy traktują klub jako wyłącznie miejsce pracy. Polacy, nie wspominając o wychowankach grają głównie w czwartych formacjach, albo w ogóle nie wychodzą na lód. Tak jest w zdecydowanej większości. Krótko rzecz ujmując. Zdecydowanie za mało Oświęcimia w Unii Oświęcim. Ten problem nie dotyczy rzecz jasna tylko Unii, ale i wszystkich polskich klubów.

Czy grać o medale obcokrajowcami, czy budować zespół oparty na polskich hokeistach, najlepiej z Oświęcimia? Genialny Artur Rojek, kiedy grał jeszcze z Myslovitz jakby przewidział hokejową rzeczywistość w naszym kraju. Wsłuchajmy się zatem w tekst „Mieć czy być”. W rzeczywistości ciągłej sprzedaży, gdzie „być” przestaje cokolwiek znaczyć.

 

 

Najnowsze realizacje wideo