Patowa sytuacja w młodzieżowym domu kultury

Paweł Wodniak  |   Fakty  |   3 listopada 2020 18:14
Udostępnij

Z zajęć pozalekcyjnych w Młodzieżowym Domu Kultury w Oświęcimiu korzysta 600 dzieci. Nie mogą tego robić zdalnie, bo sanepid nie pozwala.

MDK ma swoją siedzibę przy ulicy Olszewskiego. Dysponuje tam jednak dwiema salami o powierzchni 120 metrów kwadratowych. Dlatego większość dzieci i młodzieży przychodzi na zajęcia do sal w szkołach miejskich.

Szkoły są jednak zamknięte i działają w reżimie sanitarnym. Dlatego też ich dyrektorzy na czas obostrzeń epidemicznych odmówili udostępniania na zajęcia prowadzone przez powiatowy MDK.

Alina Kwarciak, dyrektor MDK w Oświęcimia rozmawiała z oświęcimskim sanepidem i wystąpiła w wnioskiem o zgodę na zajęcia zdalne, gdyż tylko stacja sanitarno-epidemiologiczna może taka decyzję wydać. Bezskutecznie.

Szkoły są pozamykane. MDK nikt nie uwzględnił, podobnie, jak pływaków w nowej ustawie (covidowej – przyp. aut).

„Kobieta w sanepidzie była bezczelna. Najpierw, kilkanaście dni temu, powiedziała, że to nie jest szkoła i możemy sobie MDK zamknął w trymiga. Potem zaczęła czytać jakieś herezje i mówiła, że w dobie pandemii należy się dzieciom rozrywka. To przepraszam, ludzie umierają, w szpitalach brakuje łóżek, respiratorów, w szkołach nie można ludzi narażać na zakażenia, a tu wolno? Ja tego nie ogarniam. Od 15 marca sanepid jest pod jurysdykcją wojewody, następuje centralizacja instytucji, a ten system nie działa. Nie powiem gdzie jest lepszy porządek, bo wszyscy się domyślą” – zżyma się Paweł Kobielusz, wicestarosta oświęcimski.

Samorządowiec pyta dobitnie czy zwalczamy epidemię, czy doprowadzamy do jednego wielkiego mieszania się?

„Pani jest zamknięta na Więźniów Oświęcimia (siedziba sanepidu w Oświęcimiu – przyp. aut.) w czterech ścianach i jest zadowolona z siebie i z życia. Jeżeli pracownica sanepidu, która podlega bezpośrednio zespolonej administracji rządowej wygaduje, że dla niej to nie jest szkoła, to niech się PiS od naszej placówki odczepi” – mówi wicestarosta.

Zarówno dyrektor MDK, jak i Starostwo Powiatowe w Oświęcimiu wysłały do sanpeidu w Oświęcimiu wniosek o możliwość zdalnego nauczania. Odpowiedź, jaką otrzymał dom kultury, zdaniem Pawła Kobielusza, zawiera stek bzdur, co potwierdziło Małopolskie Kuratorium Oświaty w Krakowie. Organ prowadzący, czyli powiat oświęcimski, pisma zwrotnego do dzisiaj, a mija tydzień, nie otrzymał.

„Wszyscy fachowcy, łącznie z PiS-owskimi mówią o mega reżimie. Minister zdrowia mówi, że przy dalszym dużym wzroście będzie rekomendował całkowity lockdown, a my mamy zajęcia dla dzieci w grupach organizować? Zajęciach, które nie mają żadnej podstawy programowej i nic się nie stanie, jak będą na moment zawieszone. Ponadto nie mamy ich gdzie realizować” – tłumaczy Faktom Oświęcim mocno zdenerwowany Kobielusz.

Po rozmowie z wicestarostą, skontaktowaliśmy się z Aliną Kwarciak, kierująca powiatową placówką dla młodzieży.

„Pani z sanepidu powiedziała mi, że nas rozporządzenie dotyczące zdalnego nauczania nie dotyczy. Tymczasem nas obowiązują wszystkie rozporządzenia, bo jesteśmy pod MEN (Ministerstwem Edukacji Narodowej – przyp. aut.). Twierdziła, że są to zajęcia dodatkowe, na które dzieci powinny wyjść z domu, żeby nie siedzieć przed komputerem. Ale przecież tutaj dzieci się narażają na zakażenie COVID-19” – relacjonuje Alina Kwarciak.

Dyrektor MDK usłyszała w rozmowie telefonicznej, że zgody na zdalne nauczanie nie otrzyma i szybko jej nie dostanie, bo sanepid ma ważniejsze rzeczy na głowie, niż MDK.

„Instruktorzy są gotowi do prowadzenia zajęć zdalnie. Z tym, że pani z sanepidu uważa, że zmuszanie dzieci do dalszego siedzenia przed komputerem jest nieodpowiedzialne. A odpowiedzialne jest gromadzenie ich na powierzchni 120 metrów? Przedtem 600 uczniów było rozproszonych po różnych szkołach i placówkach. Teraz nie mam takiej zgody i ja to rozumiem. Zatem powinnam 600 dzieci zgromadzić na tych 120 metrach” – bezradnie rozkłada ręce dyrektor placówki.

Jeszcze podczas pierwszej fali koronawirusa obowiązywały przepisy BHP, z których samorządy mogły skorzystać, jeśli uznały, że na danym obszarze występują zagrożenia dla życia i zdrowia. Wtedy mogły zamknąć podległe sobie instytucje. W sierpniu pojawił się zapis, że nie dotyczy to sytuacji epidemicznej.

„Według sanepidu ja muszę wszystkim dzieciom zapewnić nauczanie stacjonarne. Jedyne, co mogę zrobić, to plan zajęć od godziny 8. Ale od 8 do 16 obowiązuje się zakaz poruszania się dzieci i młodzieży bez opiekunów. Poza tym oni mają zdalne nauczanie w szkole, więc nie przyjdą. Jest to według mnie wykluczenie dzieci z dodatkowych zajęć. Ze zdalnego nauczania te, które będą chciały, skorzystałyby” – kończy Alina Kwarciak.