polecamy
Oświęcimskie Wieści z ratusza – FILM
Pożegnałem ostatnio znajomego. Przykre to, ale na zawsze. Człowiek, z którym niegdyś się przyjaźniłem, odszedł w młodym wieku. Było dla mnie oczywiste, że będę uczestniczył w jego ostatnim, zgodnym z wiarą katolicką, pożegnaniu.
Dzień przed pogrzebem pojechałem do parafii w Bobrku, by złożyć intencję mszy świętej, wraz z dobrowolną ofiarą. Wszedłem do plebanii, dostrzegłem siwego człowiekiem w koszuli z koloratką. Domyśliłem się, że to proboszcz i po pytaniu „W jakiej sprawie” podszedłem bliżej.
Dialog, który zaczął się kilka sekund później i trwał sekund najwyżej kilkanaście, utkwił mi w pamięci:
„Przyszedłem złożyć intencję mszy świętej za zmarłego znajomego. Jutro jest pogrzeb” – powiedziałem.
Podałem kopertę, którą ksiądz zaczął od razu otwierać.
„A ile tego tam jest?” – spytał kapłan.
Zgłupiałem, bo poczułem się wówczas, jak petent, rozmawiający z urzędnikiem.
„Jedna intencja, 50 złotych” – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Pleban spojrzał do wnętrza koperty, sprawdził, czy kwota zgadza się z zeznaniem ofiarodawcy.
„To dobrze, kościelny dopisze do listy” – usłyszałem.
Pożegnałem się i wyszedłem. Zażenowany. Zniesmaczony. Wkurzony.
Gdyby nie to, że dla pogrążonej w potwornym żalu rodziny każdego zmarłego intencje mszalne stanowią pewną formę duchowego i moralnego wsparcia, po słowach proboszcza zabrałbym tę kopertę i zaniósł tam, gdzie księża są nie urzędnikami kościelnymi, ale kapłanami.
Zacząłem się zastanawiać, co ma zrobić, na przykład bezdomny, który przymiera głodem, a gotówki ma na tyle, by zaspokoić podstawowe potrzeby. Co usłyszałby, gdyby przyszedł do kościoła i poprosił o odprawienie mszy świętej za duszę zmarłego, ofiarując zaoszczędzoną złotówkę? Ile tego tam jest? I co byłoby, gdyby ksiądz zobaczył tę właśnie jedną jedyną złotówkę?
Mimo upływu dni, ta sprawa nie dawała mi spokoju. Wysłałem e-mail z pytaniem do mojego kolegi franciszkanina, który jest, w moich oczach, prawdziwym kapłanem.
„Pytasz o ofiary za sakramenty. Należy ich udzielać każdemu, kto o nie prosi i jest dyspozycyjny do ich przyjęcia. Nie wolno domagać się za nie ofiar. Zwyczajowo je dajemy na utrzymanie kapłanów” – odpisał znajomy franciszkanin.
Wiem, że do podobnych sytuacji, jak w Bobrku, dochodzi w wielu parafiach w Polsce, zwłaszcza wiejskich.
„Pawle, nigdy się nie zrażaj duchownymi, którzy nie są wierni Bogu i sprzeniewierzają się swojemu powołaniu. Odpowiedzą kiedyś za to przed Bogiem. Ja zawsze kieruję się w życiu taką zasadą: Aby z powodu czyjegoś grzechu samemu nie grzeszyć” – napisał franciszkanin.