A ile tego tam jest? – FELIETON

Paweł Wodniak  |   Fakty  |   1 marca 2021 19:12
Udostępnij

Nie możecie służyć Bogu i mamonie – mówi cytat z Biblii. Przekonałem się jednak, niestety, że dla niektórych kapłanów mamona jest najważniejsza.

Pożegnałem ostatnio znajomego. Przykre to, ale na zawsze. Człowiek, z którym niegdyś się przyjaźniłem, odszedł w młodym wieku. Było dla mnie oczywiste, że będę uczestniczył w jego ostatnim, zgodnym z wiarą katolicką, pożegnaniu.

Dzień przed pogrzebem pojechałem do parafii w Bobrku, by złożyć intencję mszy świętej, wraz z dobrowolną ofiarą. Wszedłem do plebanii, dostrzegłem siwego człowiekiem w koszuli z koloratką. Domyśliłem się, że to proboszcz i po pytaniu „W jakiej sprawie” podszedłem bliżej.

Dialog, który zaczął się kilka sekund później i trwał sekund najwyżej kilkanaście, utkwił mi w pamięci:

„Przyszedłem złożyć intencję mszy świętej za zmarłego znajomego. Jutro jest pogrzeb” – powiedziałem.

Podałem kopertę, którą ksiądz zaczął od razu otwierać.

„A ile tego tam jest?” – spytał kapłan.

Zgłupiałem, bo poczułem się wówczas, jak petent, rozmawiający z urzędnikiem.

„Jedna intencja, 50 złotych” – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Pleban spojrzał do wnętrza koperty, sprawdził, czy kwota zgadza się z zeznaniem ofiarodawcy.

„To dobrze, kościelny dopisze do listy” – usłyszałem.

Pożegnałem się i wyszedłem. Zażenowany. Zniesmaczony. Wkurzony.

Gdyby nie to, że dla pogrążonej w potwornym żalu rodziny każdego zmarłego intencje mszalne stanowią pewną formę duchowego i moralnego wsparcia, po słowach proboszcza zabrałbym tę kopertę i zaniósł tam, gdzie księża są nie urzędnikami kościelnymi, ale kapłanami.

Zacząłem się zastanawiać, co ma zrobić, na przykład bezdomny, który przymiera głodem, a gotówki ma na tyle, by zaspokoić podstawowe potrzeby. Co usłyszałby, gdyby przyszedł do kościoła i poprosił o odprawienie mszy świętej za duszę zmarłego, ofiarując zaoszczędzoną złotówkę? Ile tego tam jest? I co byłoby, gdyby ksiądz zobaczył tę właśnie jedną jedyną złotówkę?

Mimo upływu dni, ta sprawa nie dawała mi spokoju. Wysłałem e-mail z pytaniem do mojego kolegi franciszkanina, który jest, w moich oczach, prawdziwym kapłanem.

„Pytasz o ofiary za sakramenty. Należy ich udzielać każdemu, kto o nie prosi i jest dyspozycyjny do ich przyjęcia. Nie wolno domagać się za nie ofiar. Zwyczajowo je dajemy na utrzymanie kapłanów” – odpisał znajomy franciszkanin.

Wiem, że do podobnych sytuacji, jak w Bobrku, dochodzi w wielu parafiach w Polsce, zwłaszcza wiejskich.

„Pawle, nigdy się nie zrażaj duchownymi, którzy nie są wierni Bogu i sprzeniewierzają się swojemu powołaniu. Odpowiedzą kiedyś za to przed Bogiem. Ja zawsze kieruję się w życiu taką zasadą: Aby z powodu czyjegoś grzechu samemu nie grzeszyć” – napisał franciszkanin.

Siedzę przy biurku i piszę kolejny tekst do Faktów Oświęcim. Żona w kuchni przygotowuje posiłek. Po chwili woła: „Zapraszam na obiad”. Tymczasem ja pytam: „A ile tego tam jest?…”