Z Nikolą i Tomkiem po Europie, część 9 – FOTO

Paweł Wodniak  |   Fakty,Turystyka  |   6 września 2016 19:59
Udostępnij

W drodze z Avrig do Baile Olanesti Nikola i Tomek Gierkowie trafiają na stromą kamienistą drogę. Dzięki temu mają okazję przekonać się, jakim miłym , pomocnym i otwartym narodem są Rumuni.

Nikola i Tomek o jedenastym dniu podróży:
Wyruszamy Avrig do Baile Olanesti. Zaliczamy Transalpinę, czyli najwyżej położoną drogę w Rumunii. Ta krajówka osiąga nawet 2.145 m n.p.m. Niegdyś pasterze nazywali ją Diabelską Ścieżką. Dzisiaj droga 67C nosi potoczną nazwę Ścieżka Olbrzymów.

Przed Transalpiną zatrzymujemy się, bo motocykl wydaje dosyć denerwujący i niepokojący dźwięk w pewnym zakresie obrotów . Przyczyną jest płyta pod silnikiem która uderzyliśmy w krawężnik jeszcze w Bukareszcie. Chwila roboty i jedziemy dalej. Wjeżdżamy na Transalpinę. Poprzednio pisałem, że brak mi słów, by opisać, jak pięknie było na Drodze Transfogarskiej. Tymczasem na Transalpinie jest dużo ładniej. Asfalt jest dużo lepszy niż na poprzednim trakcie, chociaż czasami pojawiają się dziury, kamienie i piasek. Zakręty, podjazdy i zjazdy są bardzo ostre.

Spotykamy trzy grupy Polaków. Z każdym zamieniamy po kilka słów. Pojawia się też Niemiec, z którym rozmawiam dłużej. Okazało się, że na małej trzystapięćdziesiątce (350 – pojemność silnika motocykla) na wąskich winklach objechał wszystkich łącznie ze mną i ścigaczami. Przymierzam się do jego motocykla.

Po skończeniu trasy nawigacja, ku naszemu zdziwieniu, każe skręcić w wąską drogę. Mamy nią dojechać do Baile Olanesti, gdzie czeka na nas zarezerwowany nocleg. Przejeżdżamy około 60 kilometrów małymi wioskami, mijając malownicze domy których, z upływem kilometrów, jest coraz mniej. Nagle asfalt się kończy. Dalej, ostro w górę, prowadzi kamienista droga. Nawigacja w dalszym ciągu pokazuje, że tędy dotrzemy do celu.

Nikola schodzi z motocykla, ja podjeżdżam. Przemierzamy tak może z 300 metrów. Mijają nas wozy konne i luźno biegające konie. W końcu z góry zjeżdża samochód. To dacia 1300, jakich w Rumuni jest jeszcze bardzo dużo. Zatrzymuję kierowcę i dowiaduje się, że za 500 metrów będzie asfalt, a poza tym innej drogi nie ma.

Mija nas wóz konny z gospodarzem i jego synem. Nikola podchodzi do nich i dogaduje się na migi. Docieramy w końcu do asfaltowego odcinka, który był znacznie dalej, niż pół kilometra.

Robię parę fotek. Zatrzymuje się przy mnie dwóch Rumunów. Chyba pytali, co się stało. Powiedziałem, że wszystko okey. Na odchodnym pozdrawiają ręką. Za chwilę z jednego z mijanych przez nas domów wychodzi kobieta, na oko koło dziewięćdziesiątki i też zagaduje. Dojeżdżamy do wozu konnego. Chwilę później dziękuję za podwózkę i wzajemnie się pozdrawiamy. Cieszymy się jak małe dzieci. Są to takie sytuacje i zdarzenia, których się nie spodziewasz, wykupując wycieczkę w biurze podróży dla wygodnych. Ponadto Rumuni to bardzo życzliwi, serdeczni, pomocni i otwarci ludzie. Szczególnie widać to w małych wsiach z dala od głównych dróg.  Wszyscy pozdrawiają, zagadują. Po jakimś czasie wjeżdżamy na drogę, którą mieliśmy jechać. Do hotelu docieramy na 20. Czasami dobrze jest się zgubić. Szczególnie w Rumuni.

O planach wyprawy pisaliśmy TUTAJ. Wszystkie wpisy są dostępne pod tagiem Z Nikolą i Tomkiem po Europie.