Harazin: Syn śpi przy zamkniętym oknie

smogLAB  |   Meteo  |   18 września 2018 06:55
Udostępnij

Sylwia Harazin z Łazisk Górnych mieszka w sąsiedztwie zakładu przemysłowego. Polskie prawo nie pozwoliłoby postawić w takiej odległości od domów wiatraków do produkcji energii elektrycznej.

Pozwala jednak na to, by funkcjonował tam zakład, który smrodem i hałasem zatruwa życie sąsiadom. Batalia Sylwi o to, by nie musiała się bać o zdrowie swoje i rodziny, toczy się od wielu lat i doskonale pokazuje to, jak instytucje publiczne wykorzystują metoda odbijania piłeczki, by unikać wzięcia na siebie odpowiedzialności za to, co się dzieje i co trzeba załatwić.

Kiedy pierwszy raz zgłosiłaś, że jest problem?

W 2012 roku.

Kiedy oficjalnie potwierdzono, że problem rzeczywiście istnieje?

Mniej więcej w 2015 i 2016 roku. Firmy na terenie zakładu się zmieniają, więc potwierdzano to kilka razy.

A kiedy go rozwiązano?

Problem jest nadal. W mniejszej skali niż sześć lat temu, ale wciąż jest.

Co to jest za problem?

U nas problemów było wiele. Przede wszystkim zapach. Nie taki typowy zły zapach. Taki, który powodował ból gardła, głowy, pieczenie oczu, złe samopoczucie. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że też alergie u dziecka, zapalenia krtani u sąsiadów. To nie było widzimisię, że komuś coś nie odpowiada.

Węch zależy od podległości służbowej

Zapach z zakładu przemysłowego może nieść w sobie przeróżne rzeczy.

Do tej pory mamy takie sytuacje, że dzwonimy na straż miejską, ta przyjeżdża na coś, co być może da się nazwać interwencją i strażnicy twierdzą, że nic nie czują. My nawet wysłaliśmy pismo do urzędu, żeby może zadbać o ich nosy, bo ewidentnie mają jakiś problem z wyczuwaniem zapachów. Tak samo było z urzędnikami. Kiedy nasi gminni urzędnicy poszli na kontrolę, to czuli zapach. Panie z WIOŚ – czuły zapach. A ludzie ze starostwa nie czuli. Dopiero po paru latach poczuli, kiedy poszliśmy razem na wizję lokalną do zakładu. Nie wszyscy mają taki sam węch…

Owszem, ale problemy z węchem zdają się być stałą przypadłością polskich urzędników.

Węch zależy chyba od instytucji, hierarchii służbowej i tego, komu się podlega.

Bartłomiej Gieregowski z Oświęcimia opowiedział mi, że stali nad śmierdzącym zbiornikiem i wprost im mówiono, że ten zbiornik nie śmierdzi.

U nas na jednej z kontroli były na przykład dwie panie z gminnego Wydziału Ochrony Środowiska i one czuły, i dwie panie ze starostwa w Mikołowie, które nie czuły.

Walka Bartłomieja Gieregowskiego o zdrowsze otoczenie zaczęła się od chemicznego smrodu, który nie pozwalał otwierać…

Opublikowany przez Fakty Oświęcim / Meteo FO Sobota, 15 września 2018

 

Tam się na szczęście udało ustalić, że śmierdzi. Kosztowało to wprawdzie 120 tys. złotych i trwało pół roku, ale był sukces.

Ale udało im się dokonać pomiaru?

Nie. Ustalić, że śmierdzi.

Za 120 tys. złotych?

Tak.

Szacun. Za te pieniądze dałoby się postawić ambulans pomiarowy?

Pewnie tak. Skorzystano jednak z dzienniczków.

Z dzienniczków?

Tak.

To my też coś takiego robiliśmy.

Bez honorarium?

Zapisywaliśmy, kiedy śmierdzi. Wpisywaliśmy datę, godzinę. Zaoszczędziliśmy sporo pieniędzy.

Ale smród to jedno. Wiem, że mieliście też problem z hałasem?

Tak. Też zgłaszaliśmy to w 2012 roku. Był smród i hałas. Zresztą dalej jest, bo ja u syna w pokoju wciąż mam nieustannie zamknięte okno. Boję się, bo nie wiem, co jest w powietrzu. Można dostać nerwicy. W sąsiedztwie jest dużo nowotworów. Wracam na przykład z dzieckiem z przedszkola, a tu smród, który aż dusi. Od razu nerwy człowiekowi puszczają. A swego czasu był też tak intensywny hałas…

Zapraszam do lektury całej rozmowy z Sylwią Harazin i serwisu smogLAB

Przeczytaj również:

Piotr Kozub do SmogLab:"Bardziej niż o siebie boję się o córkę. Nie chcę, żeby żyła w tej patologii"…Warto przeczytać rozmowę: https://goo.gl/Seb6EH#o1mośćsmogu #smoglab #czystepowietrze #smog

Opublikowany przez Fakty Oświęcim / Meteo FO Sobota, 15 września 2018

#DośćTrucia

Najnowsze realizacje wideo