15 miesięcy więzienia za bombowy, szczeniacki wybryk – FOTO

Paweł Wodniak  |   Fakty  |   30 maja 2019 15:34
Udostępnij

39-letni Michał W. z Libiąża usłyszał wyrok 15 miesięcy więzienia za bombowy, szczeniacki wybryk. Skruszony przyjął go ze zrozumieniem.

14 grudnia ubiegłego roku Michał W. nieco wypił. Czuł się sfrustrowany. Wrócił z Holandii. Nie miał gdzie mieszkać. Przez nieuwagę spalił bratu kuchnię. Po tym incydencie przyjął go kolega.

„Musiałem opuścić mieszkanie, musiałem się pałętać, to u kuzyna, to u kolegi” – mówi oskarżony podczas rozprawy w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu.

Nie wiem, co mi odbiło

Stwierdził, że nikt go nie rozumie, że ludzie go odtrącają. Kilka dni przed 14 grudnia zadzwonił do Sądu Rejonowego w Chrzanowie. Chciał załatwić sprawę.

„Ale pani powiedziała mi przez telefon, że sąd strajkuje. To mnie zdenerwowało. Sąd mi był winien 300 złotych” – wyjaśnia niespełna 40-latek.

Gdy w jego żyłach krążył alkohol, chwycił komórkę. Wybrał numer alarmowy 112. Operatorowi powiedział, że w chrzanowskim sądzie i szpitalu powiatowym podłożone są ładunki wybuchowe.

„Nie wiem dokładnie, co powiedziałem. Opamiętałem się dopiero, jak odłożyłem słuchawkę. Nie wiedziałem, jak to odkręcić” – przekonuje Michał W. na sali sądowej.

Odwołane operacje

Dyrektor Sądy rejonowego w Chrzanowie zarządziła ewakuację wszystkich osób z budynku. W szpitalu do tego nie doszło. Lekarze odwołali jednak wszystkie planowane operacje, personel wyprosił wszystkich odwiedzających. W obu budynkach do akcji przystąpili policjanci, łącznie z przewodnikiem psa tropiącego. Sprawdzali obiekty pod kątem zagrożenia wybuchem. Niczego nie znaleźli.

Fałszywe zgłoszenie zaangażowało także strażaków, których Centrum Powiadamiania Ratunkowego wysłało celem zabezpieczenia miejsc zdarzenia. W tym czasie zarówno policjanci, jak i strażacy, mogli zająć się czymś innym.

Policja bardzo szybko, jeszcze tego samego dnia, namierzyła i zatrzymała sprawcę fałszywego zgłoszenia. Prokuratura Rejonowa w Chrzanowie zawnioskowała do tamtejszego sądu o areszt tymczasowy dla podejrzanego. Od dnia popełnienia przestępstwa siedział w areszcie śledczym.

Sąd Rejonowy w Chrzanowie uznał, że jako pokrzywdzony, nie będzie prowadził tej sprawy. Akt oskarżenia, przygotowany w stolicy sąsiedniego powiatu, trafił do Sądu Rejonowego w Oświęcimiu. Obejmował zarzut zapisany w artykule 224a „Kodeksu karnego”.

Żal, skrucha i listy

Podczas rozprawy Michał W. nie skorzystał z przysługującego mu prawa do odmowy składania wyjaśnień. Wręcz przeciwnie, był bardzo rozmowny. Odpowiadał na pytania sędziego Konrada Gwoździewicza, prokuratora Sebastiana Kicińskiego z oświęcimskiej prokuratury, reprezentującego bliźniaczy organ w Chrzanowie, i obrońcy z urzędu Tomasza Matejczyka. Kolejny raz powiedział, że przyznaje się do winy.

„Na wstępie chciałbym powiedzieć, bardzo przeprosić pokrzywdzonych, którzy ponieśli stratę psychiczną, bo na pewno było wiele strachu z powodu tego wszystkiego. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Jestem w areszcie już pół roku i wciąż się nad tym zastanawiam. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem” – mówił 39-latek przed sądem.

Prosi sąd, by mógł przedstawić kopie listów z przeprosinami i skruchą, które przesłał zza krat do instytucji, które wystraszył. Pisze o szczeniackim wybryku i przeprasza za stresy. Sędzia Gwoździewicz czyta listy i przyjmuje potwierdzenia ich wysłania.

Mecenas Tomasz Matejczyk podchodzi do oskarżonego pilnowanego przez policjantów i szepce mu do ucha kilka zdań. Po tym Michał W. prosi o możliwość dobrowolnego poddania się karze sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Prokurator, który żąda dwóch lat wiezienia, absolutnie nie zgadza się na tę propozycję. Oskarżony zapewnia, że taka sytuacja, jak ta z 14 grudnia, na pewno się nie powtórzy

„W przekonaniu oskarżenia kara jest zbyt niska” – ocenia prokurator Sebastian Kiciński

Bogu ducha winni

Sędzia Konrad Gwoździewicz czyta z aktu oskarżenia fragment, który ma przedstawić skalę zaangażowania służb, zmobilizowanych do działania po telefonie Michała W.

W działaniach w sądzie i szpitalu uczestniczyło 27 policjantów, w tym przewodnik psa, którzy przyjechali 13 radiowozami. Z kolei 19 strażaków przyjechało pięcioma wozami bojowymi.

„Podkreślam skalę działań podjętych przez policję i inne służby. To jest ogromna skala działania policji i straży pożarnej. Mogli zajmować się innymi obowiązkami, a nie przeszukiwać sąd i szpital, bo oskarżony chciał wyładować swoją frustrację” – ocenia sędzia już w uzasadnieniu wyroku. Wspomina też „Bogu ducha winne osoby”, które czekały na operacje w szpitalu powiatowym.

Placówka lecznicza wyliczyła straty na ponad 11,5 tysiąca złotych. Sąd na nie mniej, niż 12 tys. Akcja strażaków kosztowała więcej, niż pół tysiąca złotych.

Wyrok

Przypomnijmy, że oskarżenie oczekiwało dwóch lat więzienia dla oskarżonego. Obrona chciał najniższej kary, czyli sześciu miesięcy. Ostatecznie sąd wymierzył Michałowi W. karę 15 miesięcy pozbawienia wolności, czyli o dziewięć miesięcy mniej, niż żądał prokurator i o dziewięć miesięcy więcej od oczekiwań adwokata.

Po doczytaniu wyroku sędzia Gwoździewicz przeczytał także orzeczenie o zwolnieniu skazanego z aresztu tymczasowego ze skutkiem natychmiastowym.

„Proszę rozkuć oskarżonego” – zwraca się do policjantów, którzy przywieźli Michała W. z aresztu śledczego i siedzą na ławce sądowej po obu jego stronach. „Oskarżony od tego momentu jest na wolności – dodaje.

W tej chwili z oczu skazanego leją się łzy. Po kilkunastu sekundach na ławce dla oskarżonych zostaje sam, bez kajdanek na rękach. Sąd natomiast uzasadnia swoją decyzję.

„Wina oskarżonego nie budzi żadnych wątpliwości. Materiał przygotowany przez prokuraturę był bardzo mocny. Oskarżony wyraził żal i skruchę. Powiedział, że był rozżalony, że nie mógł znaleźć zrozumienia w instytucjach państwowych. Wysłał też listy z przeprosinami. Przeprosił instytucje za kłopoty, które sprawił. Przeprosił także zarówno sąd, jak i urząd prokuratorski za swoje postępowanie. To niewątpliwie stanowi okoliczności łagodzące, które skłoniły sąd do wymierzenia kary niższej, niż proponowana przez prokuraturę” – uzasadnia sędzia Konrad Gwoździewicz.

„Sąd wyznaczył jednak karę wyższą, niż proponowana przez obrońcę. Przede wszystkim kara orzeczona w tej sprawie musi mieć walor odstraszający. Nie może być tak, ze ktoś poczuje się rozżalony i zadzwoni na telefon alarmowy” – tłumaczy sąd.

„Proszę pana, mam nadzieję, że więcej się tu nie zobaczymy, a także, że była to nauczka zarówno dla pana, jak i dla potencjalnych innych sprawców, których to, na co liczę, powstrzyma przed tego typu działaniami.” – tymi słowami, skierowanymi do Michała W. sędzia kończy rozprawę.

Michał W. dla eFO

Michał W. zapewnia sąd, że na pewno już się nie zobaczą. wychodzi z sali rozpraw. Zgadza się na chwilę rozmowy z reporterem eFO.

„Dostałem wyrok i zgadzam się z nim jak najbardziej. Jest sprawiedliwy. Nie będę składał apelacji. Gdyby był wyższy, jak chciał prokurator, też bym się z nim zgodził. Czasu niestety nie cofnę, a kara musi być” – mówi Michał W.

„W wieku 15-16 lat, jak chodziłem do podstawówki, to dzwonili do szkoły, bo była klasówka. Ja takich rzeczy nie robiłem, bo uważałem to za głupotę. Dopiero, jak jestem dorosły, to zrobiłem takie coś. Trzeba zmądrzeć” – zapewnia skazany.

Wyrok nie jest prawomocny. Skazany zapewnił, że się od niego nie odwoła. Jeśli Prokuratura Rejonowa w Chrzanowie także nie złoży apelacji, Michał W. wkrótce wróci za kratki, by odsiedzieć pozostałe 9,5 miesiąca.

Kodeks karny

„Art. 224a. Kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”

 

 

Najnowsze realizacje wideo

.
Kalendarium
Reklama
. . . . . . . . . . . . . . .