Kolega szkolny esesmana z KL Auschwitz

Paweł Wodniak  |   Fakty  |   6 października 2009 18:43
Udostępnij
Franciszek Kramarczyk, szkolny kolega Edwarda Lubuscha. Fot. Paweł Sawicki.

Wydany niedawno komiks ?Miłość w cieniu zagłady?, przedstawia historię obozowej miłości Edka Galińskiego i Mali Zimetbaum, którzy podjęli 65 lat temu ucieczkę z KL Auschwitz w dniu 24 czerwca 1944 roku. O tej romantycznej historii dowiedział się niedawno pan Franciszek Kramarczyk, mający obecnie dziewięćdziesiąt lat, który mieszka w Brzeszczach. Ze zdumieniem przeczytał, że ta sensacyjna ucieczka była możliwa dzięki pomocy, której udzielił Edkowi i Mali podczas przygotowań do jej realizacji esesman Edward Lubusch, pochodzący z Bielska. Pan Franciszek Kramarczyk był jego kolegą szkolnym i obydwaj uczęszczali w latach 1936-1939 do zawodowej szkoły mechanicznej w tym mieście.

Obozowa miłość

Edward Galiński urodził się 5 października 1923 r. w Tuligłowach koło Jarosławia. W dniu 14 czerwca 1940 r. został przywieziony pierwszym transportem więźniów politycznych z Tarnowa do KL Auschwitz. Po jakimś czasie udało mu się dostać do ?lepszego? komanda i zaczął pracować w obozowej ślusarni. Jej szefem był esesman Edward Lubusch, Niemiec rodem z Bielska, niewiele starszy od Edka Galińskiego, wyróżniający się tym, że nie znęcał się nad więźniami, a wręcz im pomagał.

Mala Zimetbaum była Żydówką. Urodziła się w Brzesku 26 stycznia 1918 r. Wraz z całą rodziną wyemigrowała w 1928 r. do Antwepii. Biegle posługiwała się: flamandzkim, francuskim, niemieckim, angielskim, polskim i trochę rosyjskim.

Aresztowana została w połowie września 1942 r. podczas łapanki Żydów na Dworcu Centralnym w Antwerpii i przywieziona później do KL Auschwitz. Dzięki ujmującej powierzchowności oraz znajomości kilku języków obcych została zatrudniona w obozie kobiecym jako tłumaczka i goniec. Funkcja ta wiązała się z przywilejem poruszania się po terenie obozowym.

Edward Galiński pracował w ślusarni na terenie obozu macierzystego w Oświęcimiu. Pod koniec 1943 r. zaczął się starać, co wkrótce doszło do skutku, o przeniesienie do komanda instalatorów w Brzezince. Miał bowiem nadzieję, że stąd uda mu się łatwiej zorganizować ucieczkę wraz z przebywającym w tym obozie jego przyjacielem z Jarosławia, Wiesławem Kielarem, więźniem oznaczonym numerem 290. Plany ucieczki zostały opracowane i w następnym roku zaczęły nabierać coraz bardziej realnych kształtów.

Ucieczka

W połowie lutego 1944 r. Edward Galiński porozumiał się ze wspomnianym już esesmanem Edwardem Lubuschem, który nielegalnie przekazał mu mundur esesmański i pistolet z kilkoma nabojami. Datę ucieczki wyznaczono na czerwiec tegoż roku. Edward Galiński, przebrany w dostarczony mundur jako lepiej znający język niemiecki miał jako rzekomy esesman konwojować Wiesława Kielara do pracy.

Edward Galiński i Mala Zimetbaum poznali się na przełomie 1943 i 1944 r. ?Kocham i jestem kochana? ? wyznała Mala jednej ze współwięźniarek. Edek zwierzył się z kolei ze swych uczuć Wiesławowi Kielarowi, który po tym wyznaniu zrezygnował z udziału w planowanej ucieczce. Jego miejsce zajęła Mala. 24 czerwca 1944 r. ubrała się w przygotowany wcześniej kombinezon roboczy. Edek włożył otrzymany od Lubuscha esesmański mundur       i przypiął do pasa kaburę, w której był pistolet z nabojami.   W ten sposób przekroczyli linię obozowych posterunków, legitymując się skradzionym przez Malę i podrobionym blankietem przepustki dla SS.

Za namową Mali poszli w kierunku Słowacji. Tam zamierzali ukryć się u jej krewnych, lecz 6 lipca 1944 r. natknęli się w Beskidzie Żywieckim na niemiecki patrol. Rozpoznanych uciekinierów skierowano ponownie do KL Auschwitz. O ich ujęciu komendantura obozowa powiadomiła władze zwierzchnie telegramem   z 27 lipca 1944 r.

Obozowe gestapo chciało wymusić zeznania, skąd Edek wziął mundur SS i pistolet, lecz ani on, ani Mala nie zdradzili nikogo. W grypsach, wysyłanych do Wiesława Kielara, prosili, żeby uspokoił Lubuscha i więźniów wtajemniczonych w ich ucieczkę, by niczego się nie obawiali.

W drugiej połowie sierpnia 1944 r. w obozie męskim w Brzezince dla Edka Galińskiego postawiono szubienicę, a nieopodal, w obozie kobiecym, drugą – dla Mali. Zginęli w tragicznych okolicznościach.

Egzekucja Edka i Mali

Wiesław Kielar tak zapamiętał to wydarzenie: ?Edek śmiało wszedł na podium, po czym do razu stanął na taborecie ustawionym pod szubienicą. Pętla dotykała jego głowy. Rozległa się komenda: ?Achtung? ? i po chwili w zupełnej ciszy wysunął się jeden z esesmanów (…). Z kartki trzymanej w ręce zaczął czytać wyrok w języku niemieckim. W tym momencie Edek, stojąc na taborecie, poszukał głową otworu pętli i odbiwszy się odeń mocno nogami, zawisł. (…) Esesmani nie pozwolili jednak na taką demonstrację. Podnieśli krzyk, a lagerkapo w porę się zorientował. Złapał Edka w pół, postawił na taborecie, rozluźnił pętlę. Niemiec skończył czytanie wyroku w języku niemieckim    i zaczął czytać w języku polskim. Czytał szybko i niewyraźnie. Spieszył się. Edek odczekał, aż skończy. W momencie zupełnej ciszy krzyknął nagle zdławionym głosem: ?Niech żyje Polsk…?. Ale nie dokończył. Lagerkapo nagle poderwał taboret, pętla tym razem zacisnęła się mocno. (…) ?Czapki zdjąć!!!? ? rozległa się niespodziewanie polska komenda (…). Cały obóz oddawał hołd zmarłemu?.

Przebieg egzekucji Mali tak wspomina Sara Goldberg, której Mala w obozie uratowała życie: ?22 sierpnia 1944 r. zwołano więźniarki obozu kobiecego w Brzezince na plac apelowy, gdzie miała się odbyć egzekucja Mali Zimetbaum. Mala trzymała się dzielnie do końca. Podczas odczytywania wyroku podcięła sobie żyły żyletką, którą wcześniej schowała we włosach i skrwawionymi rękami spoliczkowała esesmana. Zawołała do więźniarek: niedługo będziecie wolne, trzymajcie się. Umierającą wrzucono na wózek, który dwie więźniarki obwoziły po placu apelowym, abyśmy dobrze widziały co się stanie, gdy któraś z nas będzie chciała pójść w ślady Mali?.

Powojenne losy Edwarda Lubuscha

Niedawno udało się także ustalić powojenne losy Edwarda Lubuscha, o którym były więzień obozu oświęcimskiego Józef Garliński w swojej znanej książce ?Oświęcim walczący?, tłumaczonej również na język angielski i francuski, napisał: ?Przedstawiony obraz nie byłby jednak pełny, gdyby bardzo mocno nie podkreślić, że w szeregach SS znajdowali się także ludzie, którzy od samego początku, niezależnie od powodzenia na frontach i innych czynników, wpływających na przebieg wojny, zachowali postawę godną i nie sprzeniewierzyli się prawom ludzkim, które obowiązują w każdej sytuacji. SS-manów takich było niewielu    i trudno się temu dziwić?.

Jednym z takich nielicznych, jak twierdzi Józef Garliński, był Edward Lubusch, który: ?szedł więźniom z pomocą i ułatwiał nielegalną korespondencję. Kilka razy dostarczał dokumenty, potrzebne przy ucieczkach. Sam przygotowywał potajemnie opuszczenie swej jednostki i przedostanie się do polskiej partyzantki, działającej w pobliżu Oświęcimia?.

Edward Lubusch rzeczywiście opuścił esesmańskie szeregi i udało mu się wstąpić do oddziału AK. Dokładnych danych na ten temat nie ma. Wiadomo tylko, że kontakt ten umożliwił mu ojciec jego żony Hildegardy Kneblowskiej, były zawodowy oficer Wojska Polskiego. W tym czasie żona Lubuscha pracowała w sądzie w Kętach jako tłumaczka w sprawach o drobne wykroczenia. Mieszkała wraz z synem Włodzimierzem u ciotki w Wadowicach. Edward Lubusch został aresztowany pod koniec 1944 r., kiedy odwiedził ich potajemnie nocą, ponieważ dom, w którym mieszkała jego żona i syn, ciągle obserwowali funkcjonariusze gestapo.

Był sądzony w Bielsku i otrzymał wyrok śmierci, którego jednak nie zdążono wykonać i przed wkroczeniem żołnierzy Armii Czerwonej przewieziono go do więzienia w Berlinie. Wiosną 1945 r. zwolniono go z więzienia i powołano do Volkssturmu. Edward Lubusch uciekając z płonącego Berlina, przy martwym żołnierzu polskim leżącym na ulicy znalazł dokumenty, wystawione na nazwisko Bronisław Żołnierowicz, urodzony w 1913 r. w Kowaliszkach koło Wilna?.

Jako rzekomy Bronisław Żołnierowicz zdecydował się na powrót do Polski, gdzie przebywała jego żona Hildegarda i syn Włodzimierz. Podał, że ukończył pięć klas szkoły powszechnej i wraca z robót przymusowych w Niemczech.  Zdecydował się osiedlić wraz z rodziną na terenie województwa poznańskiego, gdzie w 1948 r. urodziła mu się córka.

Dopiero w 1956 r. rzekomi Żołnierowiczowie przenieśli się do Jeleniej Góry, gdzie zamieszkali w zakupionej  willi. Po pewnym czasie Bronisław Żołnierowicz rozpoczął pracę w jeleniogórskim biurze podróży ?Orbis? jako pilot wycieczek zagranicznych.
?W domu ? wspomina jego syn Włodzimierz ? nie było żadnego zdjęcia sprzed i z czasów wojny, żadnego dokumentu, żadnego śladu Edwarda i Hildegardy Lubusch?.

Edward Lubusch zmarł 10 marca 1984 r. we Wrocławiu i jako Bronisław Żołnierowicz został pochowany na cmentarzu w Jeleniej Górze.

Niezwykły świadek wspomina ?

Wspomniany na początku pan Franciszek Kramarczyk postanowił 19 sierpnia 2009 r. przyjechać do Muzeum i przekazać jego pracownikom swoje wspomnienia sprzed siedemdziesięciu laty związane ze swoim kolegą szkolnym Edwardem Lubuschem. W klasie było tylko kilku Polaków, pozostali to uczniowie z rodzin niemieckich, mieszkających w Bielsku. W pierwszych miesiącach 1939 r. sytuacja w stosunkach polsko-niemieckich stawała się coraz bardziej napięta. Nauczyciel prowadzący w zawodowej szkole mechanicznej w Bielsku zajęcia z przysposobienia wojskowego polecił uczniom, aby w rozmowach między sobą nie posługiwali się językiem niemieckim. Ten zakaz wyraźnie lekceważył Edward Lubusch, na co zwrócił uwagę jego kolega Franciszek Kramarczyk i powiedział mu, że w szkole nie wolno mówić po niemiecku. Słysząc to Lubusch lekceważąco odpowiedział: ?Wasza mowa polska ? to do rzyci, nasza niemiecka ??, lecz nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ otrzymał mocne uderzenie w twarz od Kramarczyka i zaczął krwawić. Sprawa nabrała rozgłosu i Edward Lubusch za swoje antypolską wypowiedź został skreślony z listy uczniów tej szkoły. Ponadto wyrokiem sądowym on sam i jego matka na sześć lat zostali pozbawieni praw obywatelskich.

Podczas okupacji, Franciszek Kramarczyk mieszkający w Bielanach, niespodziewanie zauważył koło rodzinnego domu przechodzącego esesmana. Ze zdumieniem i przerażeniem rozpoznał w nim Edwarda Lubuscha, który na szczęście nie zwrócił na niego uwagi. Później nieraz widział go z oddali na terenie miasta Oświęcimia, kiedy wracał z pracy z zakładów chemicznych Buna-Werke w Monowicach. W końcu Lubusch w jakiś sposób ustalił miejsce zatrudnienia Kramarczyka i postanowił z nim porozmawiać. Niemiecki majster, któremu służbowa podlegał Kramarczyk nie wyraził zgody na taką rozmowę i ostrzegł Lubuscha, że jego pracownikowi nie może on zrobić żadnej krzywdy, ponieważ ten doniesie o tym na gestapo. Do osobistego spotkania wówczas nie doszło.

Franciszek Kramarczyk już nigdy nie spotkał się ze swoim kolegą szkolnym Edwardem Lubuschem, esesmanem z załogi KL Auschwitz i dopiero prawie po siedemdziesięciu latach od opisanych powyżej wydarzeń, dowiedział się o jego skomplikowanych powojennych losach.

*
autor jest historykiem w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau

Komentarze
  • 7 października 2009 09:49

    Anonim

    Niesamowita historia

  • 7 października 2009 11:44

    Anonim

    Znam tą historię. Jakiś czas temu rozmawiałem z Panem Kramarczykiem. Słuchało się go bez końca z zaciekawieniem. Świetnie opowiada. Pozdrawiam

  • 8 października 2009 12:16

    Anonim

    Ale jesteście do tyłu!!!! Ze starej wiadomości robicie sensację. Na konkurencyjnym portalu ten sam tekst ukazał się w sierpniu…

  • 8 października 2009 12:35

    Anonim

    Czytelnik, a co, zmieniło się cos od tego czasu? Pozdrawiam

  • 28 stycznia 2010 03:32

    Anonim

    Swietny tekst, mam pytanie do autora.WPoznaniu po 1918 r pracowal w mlynie Hermanka na ul. Fabrycznej Oswald albo Oskar Lubusch ktory napewno byl z Bielska ur. 1896 zm.1938 jest pochowany na Debcu w Poznaniu. Czy to moze sa krewni z Lubuschem z K.L.Auschwitz historia jego O.L. tez jest b. ciekawa pozdrawiam JB

  • 1 marca 2011 10:30

    Anonim

    EDWARD GALINSKI BYŁ BRATEM MOJEGO DZIADKA A ZAROWNO BYL MOIM STRYJEM POCHODZE Z JAROSŁAWIA


Redakcja portalu zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu artykułu, wpisu, obiektu. Informujemy, że oprogramowanie rejestruje dane osoby komentującej (IP, czas), które na wniosek prokuratury, sądu lub policji mogą zostać przekazane celem ścigania sprawców czynów sprzecznych z prawem.

Więcej informacji w regulaminie komentarzy.