Mariusz Skiernik: Praca z dziećmi w małym klubie jest jak jazda samochodem

Paweł Obstarczyk  |   Piłka nożna  |   24 grudnia 2019 21:10
Udostępnij

Rozmowa z Mariuszem Skiernikiem, zwanym Skierą, zawodnikiem numer 11 w Koronie Harmęże i trenerem skrzatów, żakow, orlików i młodzików w tym klubie. 

– Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką nożną? Jak wspominasz czas dziecięcy i młodzieżowy?

,,Swoją przygodę piłkarską zacząłem bardzo późno, bo w pierwszej klasie gimnazjum. Na treningi namówili mnie koledzy z Rajska. Wcześniej nie miałem okazji zostać zawodnikiem. Kochałem grać w piłkę nożną od rana do wieczora. Smak rywalizacji o stawkę z herbem ligowym przyszedł o wiele za późno. Wszystkie lata spędzone w LKS Rajsko jako młody piłkarz wspominam bardzo dobrze. Spotkałem wielu wartościowych trenerów i zawodników, których podpatrywałem i uczyłem się od nowych zachowań jak i na boisku tak i po za nim.

– Jak przebiegała twoja przygoda piłkarska w okresie seniorskim?

,,Mój rozwój rozpoczął się w  LKS Rajsko. To właśnie w tym klubie przez osiem lat ukształtował się mój piłkarski charakter. Nauczono mnie  w nim wiele cennych umiejętności, a przede wszystkim ciężkiej  pracy na treningu. W początkowym okresie było też coś, czego teraz bardzo mi brakuje, a mianowicie atmosfery, gdzie klub był dla mnie jak rodzina.

– LKS Rajsko to nie był jedyny klub, w którym grałeś.

,,Kolejnym klubem, do którego przyszedłem grać to Korona Harmęże. Namówił mnie do tego nieistniejący już zarząd. Awansowaliśmy do A Klasy. Ja jednak bardzo źle wspominam ten czas i dlatego wolałbym szeroko go nie omawiać. Dlatego też postanowiłem odejść do LKS Jawiszowice. W tym klubie grałem przez około rok. Czułem się tam dobrze, ale sprawy osobiste i nowa oferta sprawiły, że trafiłem do LKS Głębowice?”

– I spędziłeś tam trzy lata.

,,W LKS Głębowice odżyłem piłkarsko.  Wcześniejsze problemy przytłaczały mnie. Ludzie działający i grający w klubie z gminy Osiek  ,, dali mi kopa” do pracy.  Bardzo dobrze wspominam ten czas. Wiem, że zawsze przywitają mnie jak członka rodziny. Niestety kwestia dojazdu i czas, który trzeba było na niego poświecić, odegrały kluczową rolę przy podjęciu decyzji rozstania się z kolegami”

– Dlaczego wróciłeś do Korony?

,,Stalo się tak tylko, iż Michał Smętek, obecny prezes, jest porządnym człowiekiem.  Wiedziałem, że nie rzuca słów na wiatr. Poprosił mnie o pomoc w trudnej sytuacji klubu, a że można mu zaufać, wróciłem”-

– Jak to się stało, że zostałeś trenerem dzieci? 

,,Trenerem w Harmężach zostałem całkiem przypadkowo  Rodzice dzieci chcieli zmiany, by widzieć rozwój swoich pociech. Za ich namową postanowiłem spróbować, bo dlaczego nie?”

Co powiesz o grupach, które prowadzisz?

,,Ciężko w skrócie powiedzieć pare zdań o grupach, które trenuje. Nie zawsze możemy grac dwoma rocznikami, tak jak to jest w większych klubach. Nasze drużyny to mieszanka roczników. Przed każdym turniejem muszę dużo myśleć nad optymalnym składem. Nie jest to prostym zadaniem.  Coś więcej mógłbym powiedzieć o żakach i orlikach. Z nimi pracuję od początku. Znam ich wszystkie mocne i słabe punkty. Wiem, na co mogę sobie pozwolić i kiedy  i od kogo mogę wymagać więcej. W klubie są jeszcze dwie grupy, które prowadzę – skrzaty i młodziki. Ze skrzatami skupiamy się na rozwoju poprzez ruch i zabawę. O młodzikach wolałbym zbyt wiele nie mówić”

– Korona to klub z małej miejscowości. W okolicy są większe oraz szkółki akademię. Co powiedziałbyś rodzicowi dziecka zastanawiającego się nad tym, gdzie zapisać swoją pociechę?

,, Korona to LKS, czyli jak sama nazwa wskazuje mała społeczność. Tutaj każdy się zna. Wspieramy się wzajemnie. U nas nie ma opłat za trenowanie, specjalnych wymogów ani selekcji. Nie ma też tej dziwnej presji rodziców, na którą czasami natrafiam. Chodzi tu o zasadę  ,,płacę, wymagam”. Rodzice powinni rozmawiać  z  trenerem, ale nie mogą wywierać na niego presji, pouczać  i negować go w obecności innych rodziców i zawodników. Mi rodzice ,,płacą” dobrym słowem i zadowoleniem.  Jeżeli chcecie by z waszego dziecka wyrósł nowy Lewandowski albo nowy Piątek szukajcie najlepszego ośrodka szkoleniowego. Nie wincie go jednak wtedy, jeśli odniesie porażkę. Gdy szukacie dodatkowego zajęcia oraz świetnej zabawy z mocnym naciskiem na rozwój zapraszamy do Korony Harmęże”.

– Porozmawiajmy jeszcze chwilę o tobie. Jesteś po ciężkiej kontuzji. Doszedłeś już całkiem do siebie?

,,Jestem po rekonstrukcji więzadła krzyżowego kolana lewego. Jest to ciężki uraz dla sportowca nie tylko w aspekcie fizycznych ale też psychicznym. Człowiekowi wali się cały świat na głowę. Właśnie wtedy tak naprawdę  uświadamia sobie, że został sam ze swoim problemem. Wszyscy ci którzy byli obok nagle znikają, pomimo tego, że gdy byleś zdrowy, to wielu go potrzebowało. Mija piętnasty miesiąc od operacji i  kolano nie jest sprawne. Cały czas boli. Staram staram się,  ruszać bo inaczej chyba bym oszalał”.

– Jak scharakteryzujesz zespół seniorów Korony?

,,Seniorzy naszego klubu to zespół złożony głównie z ludzi, którzy mieli dłuższą przerwę od gry w piłkę nożną. Są to ludzie praktycznie spoza Harmęż. Runda jesienna była dla nas bardzo ciężka, ponieważ montowaliśmy skład na szybko i brakowało treningów.  Te czynniki sprawiły to, że ponad połowę rundy graliśmy w takich warunkach, że nie znaliśmy swoich imion. Część z nas widziała się tylko na meczach. Takie były realia seniorów w Harmężach w rundzie jesiennej”.

– Trenerzy seniorów nie maj a łatwego zadania. Praktycznie co sezon w dużej części zmienia się wasz skład. Dlaczego tak jest?

,,Powód jest prosty. Młodym zawodnikom nie chce się starać i wysilać. Wolą siedzieć na trybunach i śmiać się z trudu, który wkładają inni. Ci, którym zależy, przeszli do innych klubów za grą. To konsekwencja rozwiązania drużyny jakiś czas temu.

– Jak oceniasz współpracę z zarządem?

,,Zarząd uczy się na swoich błędach i porażkach, tak samo jak ja trenując tutejszą młodzież. Współpracujemy, rozmawiamy, czasem się nie zgadzamy ale zawsze wychodzimy na prostą i znajdujemy konsensus”

– Łatwo być trenerem dzieci w małej miejscowości?

,,Praca trenera w małej miejscowości jest jak jazda samochodem. Nigdy nie wiesz, co się może wydarzyć. Cały czas musisz być przygotowany na rożne okoliczności. U nas nie ma pięciu zawodników na jedną pozycję, tylko jest mieszanka roczników w poszczególnych zespołach. Przy jakiekolwiek chorobie, roratach, majówkach czy innych tego typu ważnych dla dzieci wydarzeniach zaczynają się spore problemy ze składem”.

– Jakie są największe problemy związane z pracą jako trener dzieci w Koronie? Powiedz też o korzyściach.

,,O problemach już mówiłem. To mała liczba dzieci w rocznikach i liczne rotacje. Do tego czasami pracę utrudnia to, że rodzice nie rozumieją moich decyzji i inaczej, niż chciałbym, odczytują moje komunikaty. W mojej trenerskiej przygodzie zdecydowanie więcej jest korzyści. Wylany pot na treningach i  meczach, łzy zawodników po przegranym meczu, uśmiech rodziców o dzieci po zwycięstwie oraz dobre słowo od nich usłyszane, to cieszy i wzmacnia mnie. To wszystko mnie podbudowuje i sprawia, że mam wiele innych nowych pomysłów”.

– Powiedz coś o cyklu ,,Puchar Zimy”.  To od początku do teraz wasza inicjatywa.

,,Puchar Zimy są to turnieje rozgrywane praktycznie co dwa tygodnie dla czterech grup wiekowych. Rywalizują, bawią się i uczą skrzaty, żacy, orlicy. Zapraszamy zespoły, z którymi gramy mecze kontrolne, spotykamy się na piknikach sportowych. Czasami pomaga znajomość pomiędzy trenerami. Pozdrawiam tych wszystkich chłopaków. Z niektórymi mamy świetny kontakt. Pamiętam to, że moim  marzeniem było zagrać na turnieju, pokazać się, strzelić bramkę, unieść puchar. Realia były inne. Na palcach jednej reki mógłbym policzyć  takie zawody. Teraz chcemy dać tym młodym, nieoszlifowanym diamentom możliwość gry kontaktu  z innymi rówieśnikami, świetnie spędzonego niedzielnego poranka i do przeżywania radości. Myślę, że dostarczamy też wiele emocji rodzicom, którzy licznie przychodzą i wspierają swoje dzieci”.

– Trenujesz też swojego syna. Czy przerośnie ojca?

,,Jestem bardzo szczęśliwy z tego,  że mój syn towarzyszy mi turniejów i treningów. Gra w drużynie żaków i orlików w Koronie. Nie ukrywam, że to powoduje to, że podwójnie przeżywam mecze i sytuacje boiskowe. Czy syn przerośnie tatę?? Dobre pytanie. Patrząc na to, że ma wysokich rodziców, to można dość do wniosku, że może tak być. Mówiąc na poważnie, to sam obierze swoją drogę.  Ja tylko chcę dać mu możliwość spróbowania rożnych dyscyplin sportowych. Nie ma u mnie żadnego ciśnienia, że akurat  musi grać w piłkę nożną. Najważniejsze jest to,  żeby go zdrowie nigdy nie opuściło”