polecamy
Oświęcimskie Wieści z ratusza – FILM
Małgorzata, Aleksandra i Dariusz Lipińscy z Pobiedzisk pod Poznaniem. Pomoc uzyskali dopiero u swoich. Fot. Jola Wodniak
Przyjechali do Oświęcimia z Pobiedzisk pod Poznaniem. Małgorzata Lipińska z mężem Dariuszem i córką Aleksandrą jednego dnia zwiedzili były niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Auschwitz. We wtorek odwiedzili Energylandię. W środę o godzinie 10.30 zwolnili kwaterę i wyruszyli do domu.
„Zamierzaliśmy pojechać jeszcze do muzeum Birkenau, a w drodze do domu zatrzymać się w Częstochowie i odwiedzić Jasną Górę” – opowiada pani Małgorzata.
Wyjechali z parkingu na ulicy Śniadeckiego i nie zajechali za daleko. Ich fiat na rondzie u zbiegu ulic Zaborskiej i Królowej Jadwigi odmówił posłuszeństwa.
„Najpierw usłyszeliśmy klakson, ale chwilę później trąbiąca kobieta pomagała nam zepchnąć auto z jezdni” – relacjonuje Wielkopolanka.
Żar lał się z nieba, a Lipińscy zaczęli szukać pomocy. Wyciągnęli smartfony i zaczęli wydzwaniać pod wszystkie możliwe numery telefonów mechaników samochodowych i pomocy drogowych, które reklamują się jako czynne i pomocne 24 godziny na dobę. Tłumaczyli, że mają do domu 450 kilometrów. Nikt nie przyjechał, nikt nie pomógł.
„Ktoś tam mówił, że ściągnie samochód i zajmie się nim za cztery, pięć dni. Inny mechanik dał dwutygodniowy termin. Nikt nie chciał podjechać i chociaż zobaczyć, czy to nie jakiś drobiazg” – opowiada pan Dariusz.
Stali przy samochodzie w upale. Wykonali kilkadziesiąt połączeń telefonicznych. Każda rozmowa kończyła się tak samo – nie pomogę.
„Pomijam fakt, że po kilka razy przejeżdżały koło nas radiowozy policji i straży miejskiej z tą samą obsadą i nikt się nie zainteresował, co przez kilka godzin przy samochodzie z obcą rejestracją robi trójka ludzi” – nie kryje rozczarowania Małgorzata Lipińska.
Po jedzenie i napoje poszli do pobliskiego dyskontu.
„Nawet nie musieliśmy szukać toalety, bo wszystko wypociliśmy na tym słońcu” – dodaje kobieta.
Po trzech godzinach bezskutecznego poszukiwania pomocy w Oświęcimiu i okolicach, zadzwonili do siebie, do Wielkopolski. Przed godziną 14 znaleźli człowieka, który przyjedzie do nich pomocą drogową spod Poznania i na lawecie przywiezie samochód zastępczy.
Po tym wszystkim pani Małgorzata napisała do Faktów Oświęcim e-mail, opisujący sytuację.
„Nikt się nad nami nie zlitował z takiej zwykłej ludzkiej chęci pomocy (…) Proszę sobie wyobrazić czekanie w aucie, które stoi na słońcu. Nawet nie mamy gdzie tutaj iść, bo dookoła sam beton, a mąż jest osobą niepełnosprawną (…). Jestem bardzo, ale to bardzo zawiedziona i jest mi tak okropnie przykro, że nie da się tego opisać (…) Przepraszam, że padło na portal Fakty Oświęcim, ale wydawał mi się najbardziej wiarygodny. Pomimo wszystko pozdrawiam serdecznie” – napisali Lipińscy w wiadomości do redakcji eFO.
To było jeszcze przed burzą, która nawiedziła Oświęcim w środę po południu, a którą Wielkopolanie spędzili w zamkniętym samochodzie, w którym nie można było włączyć silnika, a zatem także wentylacji.
E-mail od państwa Lipińskich, wysłany o godzinie 15.57 zastał dziennikarzy Faktów Oświęcim w delegacji. Wracaliśmy z niej po godzinie 19. Gdy przyjechaliśmy na rondo przy ulicy Zaborskiej, Małgorzata, Aleksandra i schorowany Dariusz, wciąż stali przy zepsutym samochodzie. Byli zmęczeni i rozżaleni. Byliśmy jedynymi osobami, które się nimi zainteresowały.
Po kilkunastu minutach przyjechała pomoc drogowa spod Poznania. Lipińscy ruszyli w drogę do domu zastępczym samochodem.
„Wróciliśmy do domu po godzinie drugiej. Szczęśliwi, że już u siebie. Pomimo zaistniałej sytuacji jesteśmy zadowoleni z pobytu w państwa okolicach. Dziękuję jeszcze raz za pomoc i zrozumienie” – napisała w wiadomości do redakcji eFO Małgorzata Lipińska.