Ocalona z Auschwitz. Spotkania autorskie z Niną Majewską-Brown

Jola Wodniak  |   Fakty,Kultura i rozrywka  |   15 września 2022 06:56
Udostępnij

W piątek 30 września o godzinie 17 w Oświęcimskim  Centrum Kultury i tego samego dnia w bibliotece w Porębie wielkiej o godzinie 19 odbędą się spotkanie autorskie z Niną Majewską-Brown, autorką książki „Ocalona z Auschwitz”.

Książka trafi na półki sklepowe 28 września

„Ocalona z Auschwitz”

To prawda o tym, co spotkało rodzinę Franciszki i Wawrzyńca Kuligów, za pomoc udzieloną zbiegowi z obozu. Opowiedziana przez córki bohaterki, z których jedna zmarła, nie doczekawszy premiery książki.

To dramatyczna opowieść o odwadze, rozpaczy i miłości, niemożliwych wyborach, niespotykanej sile i traumie, która cieniem położyła się na kolejnych pokoleniach. Wstrząsający opis najgorszych chwil życia młodej rodziny, mieszkającej nieopodal obozu.

1 września 1941 roku w niemieckim mundurze z pistoletem w kieszeni i na rowerze ucieka z Auschwitz Jan Nowaczek. Los sprawia, że ratując się przed pościgiem, trafia do mieszkających w pobliżu Franciszki i Wawrzyńca Kuligów. Mimo obawy o własne życie rodzina pomaga zbiegowi.

Jakież jest ich zdziwienie, gdy po kilku miesiącach Nowaczek ponownie pojawia się w ich domu w towarzystwie esesmanów, zdradzając osoby które pomogły mu w ucieczce. W rezultacie do obozu trafia Franciszka w dziewiątym miesiącu ciąży, jej siostra Stefania i kilka innych osób.

By ocalić ukochaną żonę, zrozpaczony Wawrzyniec podejmuje najtrudniejszą z decyzji – idzie do obozu by, zamienić się z Franciszką na życie. I choć sam poniesie śmierć, ocali miłość swojego życia i nienarodzone dziecko, które na pamiątkę po ojcu otrzyma jego imię – Wawrzyniec.

Ta książka to hołd oddany mieszkańcom okolicznych miejscowości, którzy narażając życie, ryzykując wszystko, pomagali więźniom, jak tylko mogli i potrafili.

Nina Majewska-Brown jest autorką bestsellerowych, opartych na prawdziwych wydarzeniach obozowych, historii związanych głównie z Auschwitz i Birkenau („Anioł życia z Auschwitz”, „Tajemnica z Auschwitz”), laureatką m.in. nagrody „Lubimy czytać 2021”, którą otrzymała za „Ostatnią więźniarkę Auschwitz”.

Wstęp na wydarzenie, które rozpocznie się o godz. 17 jest bezpłatny

 

 

©

 

FRAGMENT KSIĄŻKI 

Ręce mi się pocą i trzęsą z nerwów, w ustach zasycha, a w sercu rozkwita nadzieja. Nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Mam istną galopadę wizji i pomysłów, co mógłbym zrobić. Jak gdyby nigdy nic wyjść w mundurze i skierować się do bramy. Mógłbym też wyjechać na rowerze. Może nawet dla draki wmieszać się w esesmanów i zobaczyć, jak obóz wygląda z ich perspektywy. Ta opcja wydaje się jednak zbyt ryzykowna. Dlatego przywołuję się do porządku, by otrzeźwieć i skupić na bardziej racjonalnych możliwościach. Po chwili postanawiam wdrożyć w życie najbardziej szalony plan i wyjechać z lagru na dwukołowcu. 

Pospiesznie chwytam rower, modląc się w duchu, by usterka nie okazała się nie do naprawienia. Na szczęście po szczegółowych oględzinach wyjaśnia się, że tylko spadł nienasmarowany łańcuch, a spory kamyk zaklinował się między hamulcem a dętką. Naprawa jest banalnie prosta i szybko unoszę rower za siodełko, by sprawdzić, czy łańcuch działa.

Jednocześnie zastanawiam się, czy mundur włożyć na pasiak, czy może tego drugiego się pozbyć. Rozsądnie byłoby porzucić gdzieś w kącie więzienne wdzianko, ale jestem taki chudy i wyniszczony, że mundur wisiałby na mnie jak na kiju od miotły, co mogłoby zwrócić uwagę strażników.

Z mozołem naciągam nogawki na nogawki, kurtkę na obozową bluzę, poprawiam pas, wciskam czapkę na głowę i usiłuję się przejrzeć w okiennej szybce. Odbicie daje mi do zrozumienia, że nie jestem najprzystojniejszy, ale też nie wyglądam najgorzej.

Uciekam!

Nie myślę o konsekwencjach ani o tym, że za moją – mam nadzieję udaną – ucieczkę może umrzeć ktoś inny. Rozgrzeszam się w duchu i nabieram przekonania, że każdy na moim miejscu skorzystałby z okazji. 

I oto mknę na porządnym czarnym niemieckim rowerze, w sztywnym mundurze, w esesmańskiej czapce na łysej głowie, z pistoletem ciążącym w kieszeni, ku wolności. Mojej wolności! Emocje dodają mi skrzydeł, nogi mocniej napierają na pedały, pobrzękuje na dziurach przykręcony do kierownicy grzybek dzwonka, a moją duszę przepełnia szczęście. Niemal widzę, jak wchodzę do domu, zdumieni rodzice rzucają mi się w objęcia, mama szlocha, a wzruszony ojciec ukradkiem ociera łzy. Po drodze jak gdyby nigdy nic mijam posterunek straży, a znudzeni żołnierze nie zwracają na mnie większej uwagi, tylko od niechcenia się prostują, w salucie wyrzucając w górę prawe ręce, i wracają do przerwanej rozmowy. 

Serce wypełnia koktajl uczuć: niepohamowanej radości, strachu i niepewności, że może już odkryto moją ucieczkę.

Pędzę na rowerze, pedałując co sił w nogach i co rusz oglądając się za siebie. Podwójna warstwa ubrań ogranicza mi ruchy i sprawia, że pocę się obficie, ale nie zważam na niedogodności. Byle dalej, byle dalej!

Przed wojną każdego dnia mknąłem do pracy na wysłużonym czarnym oplu z wielką niklowaną lampą pod kierownicą i zupełnie nie odczuwałem zmęczenia. Teraz jednak głodowa dieta i ciężka praca dają o sobie znać, dyszę z wysiłku i wyczerpania.

 Mijam kolejne zabudowania i nieznane skrzyżowania, ludzi pracujących w polu, którzy udają, że mnie nie widzą. Uświadamiam sobie, że w esesmańskim mundurze jestem dla nich wrogiem, zagrożeniem, którego najpewniej chcieliby uniknąć. Umykają wzrokiem, odwracają się niby od niechcenia i w sumie nawet się z tego cieszę, bo dzięki temu nie zeznają, że widzieli uciekającego więźnia i nie będą w stanie przypomnieć sobie, jak wyglądał gnający na rowerze funkcjonariusz. 

Gdy nabieram pewności, że udało mi się zmylić tropy, a upragniona wolność, niczym barwna tęcza po ulewie, maluje się na horyzoncie nagle rozbrzmiewa obozowy alarm. Krew spływa mi do pięt, w głowie wiruje, gdy słyszę tak znajome, przenikliwe i napawające grozą wycie syren. A to oznacza jedno: że już o wszystkim wiedzą. W dodatku ten pilnujący nas wściekły byczek posunie się do najbardziej brutalnych metod, by odsunąć od siebie odpowiedzialność, i zrobi wszystko, by wykopać mnie choćby spod ziemi.

Spocony, ledwo łapiąc oddech, resztką sił pedałuję coraz wolniej i wolniej, choć pragnę przyspieszyć. Wycieńczony organizm odmawia posłuszeństwa, dając do zrozumienia, że nie stać go na więcej. Zaczynam panikować. Niemal czuję na karku oddech pościgu. Przestaję oglądać się za siebie, za to wypatruję miejsca, w którym mógłbym się ukryć. Kilka minut temu minąłem Zaborze, jakieś skrzyżowanie i teraz docieram do Poręby. A tu same mizerne przydrożne krzaki, niewielkie zabudowania gospodarskie, pola i nic więcej. Nie ma nawet wysokiej kukurydzy, w której labiryntach mógłbym zniknąć, o jakimś gęstym lesie nie wspominając.

 Zdesperowany bez namysłu zjeżdżam z głównej drogi, boleśnie podskakując na wybojach, niezdarnie zeskakuję z roweru i pakuję się na pierwsze z brzegu podwórko. Uwieszony kierownicy, czujny jak lis, rozglądając się uważnie, łomoczę pięścią w drzwi chaty, modląc się, by mieszkali w niej Polacy.

Mam szczęście trafiam do domu Kuligów. 

©

 

 

Nina Majewska-Brown

Laureatka m.in. nagrody „Lubimy czytać 2021”, którą otrzymała za  Ostatnią „więźniarkę” Auschwitz, autorka bestsellerowych opartych na prawdziwych wydarzeniach obozowych historii związanych głównie z Auschwitz i Birkenau, odsłania przed światem kolejną wstrząsającą historię.

Te opowieści przychodzą do niej same, za sprawą ludzi, którzy pragną ocalić od zapomnienia swoich bliskich. Tak było i tym razem. 

 

Najnowsze realizacje wideo